text-indent:50px

piątek, 12 września 2014

Rozdział II

Suzue powoli uchyliła drzwi i zajrzała do pokoju. Widząc wciąż śpiącą wampirzycę, bezszelestnie weszła do sypialni, by na palcach przybliżyć się do łóżka. Będąc na wyciągnięcie ręki od Ambrosii, usiadła na podłodze, uważając, aby materiał jej granatowej sukienki nie szeleścił zbyt głośno. Mimo to Ainsworth i tak uniosła powieki, obudzona cichym dźwiękiem.
Kiseki nie czuła z tego powodu wyrzutów sumienia, wiedziała, że z siostrzenicą na drażliwe tematy najlepiej rozmawiać rano, gdy była zbyt zmęczona na krzyki.
- Zastanawiałam się, kiedy przyjdziesz - odezwała się Ambrosia, ukrywając głowę pod kołdrą. - Wczoraj wujek, dzisiaj ty. Rodzicom kończą się głosy rozsądku. Jeśli polegniesz, a mogę ci to zapewnić już teraz, nie będą mieli kogo przysłać.
Suzue nie odpowiedziała od razu. Wyglądało na to, że starała się starannie przemyśleć odpowiedź, tak, aby nie popełnić gafy. To tylko wzmocniło podejrzliwość młodszej wampirzycy, która zsunęła kołdrę, aby wbić spojrzenie w ciocię. Z każdą chwilą milczenia Ambrosia zaczynała się czuć coraz bardziej nieswojo, aż w końcu usiadła na łóżku.
Młodsza siostra mamy nie potrafiła utrzymać w tajemnicy dobrych wieści, ale za to miała problemy z przekazaniem przykrych informacji. Zawsze zbierała się w sobie, próbując ułożyć słowa, które byłyby najodpowiedniejsze.
- Chodzi o to - zaczęła, bawiąc się brzegiem kołdry - że Aya nie przyjechała tutaj bez powodu. - Ponownie ucięła, wiedząc, że denerwuje tym siostrzenicę.
Ambrosia, nie mogąc wytrzymać tego milczenia, zapytała, ponaglając ją:
- Więc dlaczego?
- Mama ostatnio bardzo źle się czuje. Stara się to ukrywać przed innymi, ale jest gorzej niż ostatnio.
- Mogła mi przecież powiedzieć... - westchnęła, od razu odczuwając wyrzuty sumienia. Nic dziwnego, że Aya chciała jak najdłużej zostać w Japonii. Z całej trójki rodzeństwa to właśnie ona była najbardziej związana z rodzicielką. W takiej sytuacji posłanie jej do Akademii wraz z Suzue nabierało sensu - obie nie miały najlepszych stosunków ze starszą wampirzycą, chociaż wiedziała, że tamta kocha swoją matkę. Nie potrafiła tylko zrozumieć, dlaczego od razu nie wyjawili jej powodu nagłej podróży.
- Przepraszam, ciociu. Wam jest ciężko, a ja tak się zachowuję - powiedziała, obejmując Suzue.
Za drzwiami sypialni William wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Yoshimitsu. Przybili piątkę, starając się zrobić to bezgłośnie. Po chwili Ainsworth lekko ukłonił się szwagrowi, aby w ten sposób ukazać uznanie dla jego pomysłu. Młodszy podziękował skinięciem głowy, nie kryjąc zadowolenia.
Ruszyli do jadalni, w której czekała już Aya. Obrzuciła ich niezadowolonym spojrzeniem. Mężczyźni zignorowali brak radości wampirzycy, siadając po jej obu stronach. W ramach powitania ucałowali ją w policzki.
- Sukces - szepnął Kiseki, mrugając do siostry.
- Muszę przyznać, że miałem wątpliwość, czy aby Suzue sobie poradzi. Nigdy nie przejawiała talentu aktorskiego - powiedział równie cicho William.
Yoshimitsu kiwnął głową na znak, że podzielał jego zdanie, po czym dodał:
- Obie moje siostry nigdy nie wykazywały zdolności w tej dziedzinie. I, co jest oczywistym, nie przepadają za kłamstwami. Na szczęście Suzu rozumie, że czasem nie ma innej możliwości.
- Możecie wreszcie przestać? - przerwała im Aya, wywracając oczami. - Nie mam zamiaru się do tego w jakikolwiek sposób przykładać.
- Ale specjalnie nie oponowałaś... - burknął Kiseki, jednocześnie, dla bezpieczeństwa, odsuwając się. Nigdy nie należała do osób, które reagowały przemocą, ale zawsze istniała szansa zmiany.
Wkrótce dołączyły do nich dwie wampirzyce, tym samym ucinając dyskusję. Ambrosia cicho przywitała się ze wszystkimi, po czym bez słowa zajęła swoje miejsce. Podczas posiłku rozmawiali o nic nieznaczących kwestiach, a mężczyźni starali się rozśmieszyć kobiety. Aya co chwilę zerkała na milczącą córkę, żałując, że zgodziła się na ten bezsensowny pomysł z okłamaniem jej. Gdy Will albo Yoshimitsu próbowali wciągnąć dziewczynę w rozmowę, odpowiadała lakonicznie ze spojrzeniem wbitym w talerz. Gołym okiem było widać, że nie przykłada uwagi do rozmów, zatapiając się w myślach.
Aya obrzuciła męża oskarżycielskim spojrzeniem.


Ogród otaczający rodzinną posiadłość zawsze należał do jej ulubionych. W swoim życiu miała szansę odwiedzić wiele innych, ale egzotyczne rośliny, marmurowe ozdoby ani stawy z błyszczącymi rybkami nie były w stanie przekonać Ayi do zmiany upodobań. Właśnie w tym miejscu, nie licząc biblioteki, spędzała większość czasu, gdy mieszkała z rodziną. Uwielbiała niezliczone godziny, podczas których przechadzała się wąskimi ścieżkami, bawiła z rodzeństwem czy siedziała na ławce i wpatrywała się w niebo. Rozkoszne czasy, gdy problemy dorosłych nie istniały.
Westchnęła ciężko, zerkając na idącą obok córkę. Patrząc na nią, miała chęć powiedzieć jej prawdę. Przeprosić za kłamstwo. Jednakże wtedy musiałaby wyjawić prawdziwy powód ich przyjazdu, a tego wolałaby uniknąć. Nigdy nie pochwalała takiego rozwiązywania spraw, ale, wbrew temu, co sądził Yoshimitsu, nie należała do grona chodzących świętości. Po prostu nie lubiła obnosić się ze swoimi wadami. William dobrze o tym wiedział. I nawet jeśli znał niedoskonałości żony, pozwalał Ayi na prowadzenie jej małej gry. Miała świadomość, że Will tego nie pochwalał.
- Mamo? - zapytała Ambrosia, wyrywając kobietę z myśli.
- Wybacz - odpowiedziała, uśmiechając się do niej przepraszająco.
- Nic się nie stało - odparła, a kąciki jej ust lekko drgnęły. - Mówiłaś, że chciałaś porozmawiać. O czymś konkretnym?
Zawahała się. Nim odpowiedziała, przyjrzała się córce. Podobieństwo między nimi było naprawdę niewielkie - jedynie kształt twarzy i wąski nos. Podczas gdy Aya miała czarne włosy i szare oczy, Ambrosia przypominała ciocię. Obie mogły pochwalić się brązowymi piórkami, różniącymi się tylko odcieniem, oraz ciemnoczerwonymi tęczówkami. Ba, sądzono, że są siostrami. Wrażenie potęgował fakt, iż wyglądały, jakby dzieliły je góra trzy lata. Suzue sprawiała wrażenie osoby lekko po dwudziestce, jakby potwierdzając to swoim zachowaniem. Z kolei Yoshimitsu, gdyby nie różnica wieku, można by uznać za bliźniaka Ayi - o zupełnie innym charakterze, ale to nie miało zbytniego znaczenia. Tylko jej mąż zdawał się nie pasować do tej grupki - najwyższy, o typowo celtyckich rysach i niebieskich oczach. Jego jasnobrązowe włosy w słońcu miały rudy połysk. Zawsze strzygł się krótko, w przeciwieństwie do Yoshimitsu, który nie mógł wytrzymać, gdy miał czuprynę sięgającą krócej niż do brody.
- Ziemia do mamy - zaśmiała się, ponownie przywracając rodzicielkę do rzeczywistości.
- Po prostu chciałam z tobą porozmawiać. O niczym konkretnym - odparła wreszcie, siadając na drewnianej ławce. Po chwili Ambrosia dołączyła do matki, przytulając się do niej.
Aya wiedziała, że będzie jej tego brakować. Jeśli chodziło o okazywanie wszelkiego rodzaju uczuć, córka wdała się w ojca, a raczej jego familię. Chociaż rodzina Kiseki nie miała szans w starciu na najbardziej bezuczuciowy ród, nie było mowy o tego typu czułościach na każdym kroku. Zmiana nastąpiła, gdy trójka rodzeństwa osiadła w Anglii. Jedynie Yoshimitsu często podróżował do domu, ale z chęcią wracał do Anglii. Nie miał nic przeciwko nowej rodzinie starszej siostry, nawet często spędzał czas z Williamem i jego bratem. Dzięki temu mógł spędzać czas w męskim towarzystwie, nadrabiając stracone lata, podczas których wychowywał się w otoczeniu z przewagą kobiet.
- Będę tęsknić - mruknęła Ambrosia. W niemej odpowiedzi Aya lekko uścisnęła dłoń córki. Wolała nic nie mówić w obawie, że głos ją zdradzi. Starała się nie okazywać tego, jak bardzo wolałaby, aby nie wyjeżdżała. Oczywiście liczyła się z tym, iż Ambrosia prędzej czy później zacznie prowadzić życie na własną rękę, ale wolała, aby to było jak najpóźniej.
Z drugiej strony wyjazd do szkoły z internatem nie oznaczał oddzielenia się od rodziny. Pozostawała poza domem tylko przez rok szkolny, a jako czystokrwista mogła ją opuszczać bez najmniejszego problemu. Dodatkowo Akademia zaliczała się do bezpiecznych miejsc, ale tylko dzięki towarzystwu Suzue zgodziła się na ten wyjazd.
Skrzywiła się, gdy doszło do niej, o czym myślała. Zaczynała wychodzić na nadopiekuńczą matkę.
- Wiesz, to tylko dlatego, że wy chcecie... - dodała cicho szatynka.
Aya westchnęła ciężko. Zaskakiwało ją, jak bardzo Ambrosia nie chciała jechać do szkoły. Nie potrafiła zrozumieć tej niechęci, zwłaszcza że córka miała zupełnie inny charakter niż ona sama. Zawsze lubiła towarzystwo, w przeciwieństwie do matki.
- Nie zaczynaj znowu - ostrzegła ją, pocierając skronie, aby odegnać nagły ból głowy.
- Przepraszam, mamo... - odparła, w duchu solennie sobie obiecując, że to była ostatnia próba.


Stara furtka z oporem poddała się dotykowi wampirzycy, głośno skrzypiąc w ramach sprzeciwu. Ayatsuji, nie kłopocząc się zamknięciem jej, wytarła dłoń o spodnie. Nie pomogło - rdzawy kolor pozostał na skórze. Zrezygnowana ruszyła dalej, rozglądając się, aby nie przeoczyć pajęczyny. Ostatnie, czego pragnęła, to pajęcza sieć na twarzy.
Na szczęście pokonała ścieżkę bez przykrych niespodzianek. Budynek wraz z zapuszczonym ogrodem przypominał stereotypową siedzibę hrabiego Drakuli z niszowego horroru. Nikt nie domyśliłby się, że jest to posiadłość rodu czystokrwistych. Rezydencja sprawiała wrażenie opuszczonej, a w okolicy mówiono o panoszących się w niej duchach. Akurat to nie zdziwiło Sunako - ofiary z pewnością czasem krzyczały.
Gdy weszła do domu, kilka razy kichnęła. Jedyne, co przyszło jej na myśl, to kurz. Był wszędzie, jakby nikt od dobrych kilkudziesięciu lat nie sprzątał. Na dywanie zostawały ślady butów, niemal idealnie odciśnięte na grubej warstwie pyłu. Na wąskim korytarzu panowała ciemność. Brakowało okien i nie paliło się żadne światło. Gdyby nie była wampirem, zapewne nie potrafiłaby dojrzeć czubka swojego nosa.
Słysząc odgłos rozmowy, bez wahania skierowała się w stronę, z której dochodził. Po chwili zapukała, a gdy usłyszała pozwolenie, weszła do pokoju. Rozmowa ucichła. W małym pomieszczeniu na jedynej kanapie siedziały dwie kobiety. Oprócz tego nie ustawiono żadnych mebli. Jedynym źródłem światła był blask księżyca wpadający przez otwarte na oścież okno.
Zamknęła za sobą drzwi, robiąc to tak, aby cały czas je widzieć, po czym zbliżyła się do nich. Stara drewniana podłoga nieprzyjemnie skrzypiała wraz z każdym krokiem zielonookiej. W końcu Sunako lekko się ukłoniła, z należytym szacunkiem witając z wampirzycami.
Jedna z nich, ta, którą dobrze znała z widzenia, zapytała z nieodłącznym uśmiechem:
- I jaka jest twoja decyzja?
Pytanie było jedynie formalnością i wampirzyca dobrze o tym wiedziała. Propozycje czystokrwistych zazwyczaj należały do gronach tych nie do odrzucenia. Gdyby zamierzała nie przykładać do tego ręki, na pewno nie byłoby jej tutaj. Musiałaby także wyjechać jak najdalej, licząc, że trafi w miarę bezpieczne miejsce.
Wbrew pozorom lubiła swoje życie. Na tyle, żeby nie chcieć go stracić.
- To będzie sama przyjemność - odparła w końcu, kiwając głową na potwierdzenie swoich słów. Uniosła lekko kąciki ust, aby potwierdzić swoją radość.
Blondynka mruknęła z aprobatą. Uśmiechnęła się do siedzącej obok kobiety, na co tamta tylko wywróciła oczami. Reakcja towarzyszki nie zepsuła jej humoru, gdyż zwróciła się do Ayatsuji tak samo słodkim głosem jak wcześniej:
- Na dzisiaj to już wszystko, możesz odejść.
Machnęła ręką, jakby popędzając dziewczynę. Gdy Sunako wyszła, uprzednio należycie się żegnając, i obie miały pewność, że nie zostaną usłyszane, ta, która dotąd milczała, syknęła:
- Nie sądzisz, że to dziecko na niewiele się zda?
- Jej ród od wielu pokoleń służy Kurohiko. Faktycznie, nie obyło się bez kilku przykrych incydentów, ale nas to nie spotka. Od najmłodszych lat była uczona lojalności do naszej rodziny - zapewniła spokojnie.
- Jeśli jest zbyt lojalna... - zaczęła szatynka, ale Kaori jej przerwała.
- Nie. Nie piśnie ani słowa o tym, czego od niej wymagamy.
- Ty wymagasz - poprawiła ją, wstając z kanapy, na której dotąd siedziały. Podeszła do okna, wyglądając przez nie. Październikowe powietrze było zimne, nawet jak na tę porę roku, a w powietrzu dało się czuć deszcz. Zapach nie należał do tych przyjemnych woni unoszących się latem. Ten zdawał się zamrażać w płucach.
- Nawet nie wiem, do czego potrzebujesz tego dziecka - dodała, odwracając się przodem do Kaori. Nie wyglądała, jakby oczekiwała wyjaśnienia. Słusznie, gdyż kobieta jedynie uśmiechnęła się szerzej i odparła:
- Łączy nas najsilniejsza więź. Własnej bliźniaczce nie zaufasz?


Zamykając za sobą drzwi do pokoju, w którym spędziła ostatnie trzy tygodnie, nawet się nie zawahała. Przez myśl jej nie przeszło, aby ostatni raz spojrzeć na sypialnię. To nie tu się wychowywała. Obcy dom, zresztą tak samo nieznany jak kraj Ayi, nie należał do miejsc, do których Ambrosia chciałaby powrócić. Wampirzyca nie miała za czym się oglądać. Nawet z niejaką ulgą wsiadła do samochodu zaparkowanego przed budynkiem. Mogła mieć nadzieję, że nowe miejsce przyniesie chociaż minimalną poprawę.
Starając się zignorować nieustającą od śniadania paplaninę Suzue, wyjrzała przez okno. Aya pomachała córce. I chociaż widziała delikatny uśmiech na jej twarzy, miała świadomość, że były to tylko pozory. Zbyt dobrze ją znała.
Jako jedyna nie jechała do Akademii, ale Ambrosia nie winiła jej za to. Od czystokrwistych, którzy nie wchodzili w skład ich rodziny, trzymała się jak najdalej. Nieraz wspominała o tym, iż nie czuje się stworzona do politycznych gierek, gdzie nawet spojrzenie komuś w oczy w nieodpowiednim momencie mogło przynieść zgubę.
Westchnęła. Nadal nie potrafiła uwierzyć, jakim cudem jej rodzice, mając zupełnie różne charaktery, ba, zamieszkując różne kontynenty, zaczęli być ze sobą. Aya, nawet po wielu latach spędzonych w Anglii, sprawiała wrażenie, jakby była tam pierwszy raz na wycieczce.
Gdy opuścili tereny posiadłości, zdecydowała się oderwać od okna. Niepewnie odwzajemniła uśmiech taty, który siedział obok niej. Na przednim siedzeniu Suzue co rusz śmiała się, gawędząc z prowadzącym samochód Yoshimitsu. William również brał udział w dyskusji, co chwilę rzucając jakąś uwagę, ale, ujrzawszy zdenerwowanie córki, postanowił zająć jej myśli.
- Nim się obejrzysz, będzie już po wszystkim - szepnął, obejmując ją ramieniem. Dziewczyna niemal w ostatniej chwili powstrzymała się przed zapytaniem, czego koniec miał na myśli. W niemej odpowiedzi skinęła głową.
Mimowolnie przypomniała sobie słowa, które wypowiedziała Aya, gdy żegnała się z córką. Słowa, które były ostrzeżeniem powodującym nieprzyjemny uścisk w brzuchu.



Muszę przyznać, że ten rozdział pisało mi się bardzo trudno. W wielu momentach musiałam się zatrzymać i na dłuższy czas pomyśleć. Dlatego nie zdziwiłabym się, gdyby czytało się gorzej niż poprzednią część.
Na zapas informuję, że tak, ujawnię co takiego powiedziała Aya.xD W następnym rozdziale, jak można się domyślić, dobijemy do Akademii. I na pewno niczym przyjemnym będzie trójka czystokrwistych w jednym miejscu. No, może pomijając Suzu, hihihi. <3 Taka mała zapowiedź.