text-indent:50px

piątek, 12 września 2014

Rozdział II

Suzue powoli uchyliła drzwi i zajrzała do pokoju. Widząc wciąż śpiącą wampirzycę, bezszelestnie weszła do sypialni, by na palcach przybliżyć się do łóżka. Będąc na wyciągnięcie ręki od Ambrosii, usiadła na podłodze, uważając, aby materiał jej granatowej sukienki nie szeleścił zbyt głośno. Mimo to Ainsworth i tak uniosła powieki, obudzona cichym dźwiękiem.
Kiseki nie czuła z tego powodu wyrzutów sumienia, wiedziała, że z siostrzenicą na drażliwe tematy najlepiej rozmawiać rano, gdy była zbyt zmęczona na krzyki.
- Zastanawiałam się, kiedy przyjdziesz - odezwała się Ambrosia, ukrywając głowę pod kołdrą. - Wczoraj wujek, dzisiaj ty. Rodzicom kończą się głosy rozsądku. Jeśli polegniesz, a mogę ci to zapewnić już teraz, nie będą mieli kogo przysłać.
Suzue nie odpowiedziała od razu. Wyglądało na to, że starała się starannie przemyśleć odpowiedź, tak, aby nie popełnić gafy. To tylko wzmocniło podejrzliwość młodszej wampirzycy, która zsunęła kołdrę, aby wbić spojrzenie w ciocię. Z każdą chwilą milczenia Ambrosia zaczynała się czuć coraz bardziej nieswojo, aż w końcu usiadła na łóżku.
Młodsza siostra mamy nie potrafiła utrzymać w tajemnicy dobrych wieści, ale za to miała problemy z przekazaniem przykrych informacji. Zawsze zbierała się w sobie, próbując ułożyć słowa, które byłyby najodpowiedniejsze.
- Chodzi o to - zaczęła, bawiąc się brzegiem kołdry - że Aya nie przyjechała tutaj bez powodu. - Ponownie ucięła, wiedząc, że denerwuje tym siostrzenicę.
Ambrosia, nie mogąc wytrzymać tego milczenia, zapytała, ponaglając ją:
- Więc dlaczego?
- Mama ostatnio bardzo źle się czuje. Stara się to ukrywać przed innymi, ale jest gorzej niż ostatnio.
- Mogła mi przecież powiedzieć... - westchnęła, od razu odczuwając wyrzuty sumienia. Nic dziwnego, że Aya chciała jak najdłużej zostać w Japonii. Z całej trójki rodzeństwa to właśnie ona była najbardziej związana z rodzicielką. W takiej sytuacji posłanie jej do Akademii wraz z Suzue nabierało sensu - obie nie miały najlepszych stosunków ze starszą wampirzycą, chociaż wiedziała, że tamta kocha swoją matkę. Nie potrafiła tylko zrozumieć, dlaczego od razu nie wyjawili jej powodu nagłej podróży.
- Przepraszam, ciociu. Wam jest ciężko, a ja tak się zachowuję - powiedziała, obejmując Suzue.
Za drzwiami sypialni William wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Yoshimitsu. Przybili piątkę, starając się zrobić to bezgłośnie. Po chwili Ainsworth lekko ukłonił się szwagrowi, aby w ten sposób ukazać uznanie dla jego pomysłu. Młodszy podziękował skinięciem głowy, nie kryjąc zadowolenia.
Ruszyli do jadalni, w której czekała już Aya. Obrzuciła ich niezadowolonym spojrzeniem. Mężczyźni zignorowali brak radości wampirzycy, siadając po jej obu stronach. W ramach powitania ucałowali ją w policzki.
- Sukces - szepnął Kiseki, mrugając do siostry.
- Muszę przyznać, że miałem wątpliwość, czy aby Suzue sobie poradzi. Nigdy nie przejawiała talentu aktorskiego - powiedział równie cicho William.
Yoshimitsu kiwnął głową na znak, że podzielał jego zdanie, po czym dodał:
- Obie moje siostry nigdy nie wykazywały zdolności w tej dziedzinie. I, co jest oczywistym, nie przepadają za kłamstwami. Na szczęście Suzu rozumie, że czasem nie ma innej możliwości.
- Możecie wreszcie przestać? - przerwała im Aya, wywracając oczami. - Nie mam zamiaru się do tego w jakikolwiek sposób przykładać.
- Ale specjalnie nie oponowałaś... - burknął Kiseki, jednocześnie, dla bezpieczeństwa, odsuwając się. Nigdy nie należała do osób, które reagowały przemocą, ale zawsze istniała szansa zmiany.
Wkrótce dołączyły do nich dwie wampirzyce, tym samym ucinając dyskusję. Ambrosia cicho przywitała się ze wszystkimi, po czym bez słowa zajęła swoje miejsce. Podczas posiłku rozmawiali o nic nieznaczących kwestiach, a mężczyźni starali się rozśmieszyć kobiety. Aya co chwilę zerkała na milczącą córkę, żałując, że zgodziła się na ten bezsensowny pomysł z okłamaniem jej. Gdy Will albo Yoshimitsu próbowali wciągnąć dziewczynę w rozmowę, odpowiadała lakonicznie ze spojrzeniem wbitym w talerz. Gołym okiem było widać, że nie przykłada uwagi do rozmów, zatapiając się w myślach.
Aya obrzuciła męża oskarżycielskim spojrzeniem.


Ogród otaczający rodzinną posiadłość zawsze należał do jej ulubionych. W swoim życiu miała szansę odwiedzić wiele innych, ale egzotyczne rośliny, marmurowe ozdoby ani stawy z błyszczącymi rybkami nie były w stanie przekonać Ayi do zmiany upodobań. Właśnie w tym miejscu, nie licząc biblioteki, spędzała większość czasu, gdy mieszkała z rodziną. Uwielbiała niezliczone godziny, podczas których przechadzała się wąskimi ścieżkami, bawiła z rodzeństwem czy siedziała na ławce i wpatrywała się w niebo. Rozkoszne czasy, gdy problemy dorosłych nie istniały.
Westchnęła ciężko, zerkając na idącą obok córkę. Patrząc na nią, miała chęć powiedzieć jej prawdę. Przeprosić za kłamstwo. Jednakże wtedy musiałaby wyjawić prawdziwy powód ich przyjazdu, a tego wolałaby uniknąć. Nigdy nie pochwalała takiego rozwiązywania spraw, ale, wbrew temu, co sądził Yoshimitsu, nie należała do grona chodzących świętości. Po prostu nie lubiła obnosić się ze swoimi wadami. William dobrze o tym wiedział. I nawet jeśli znał niedoskonałości żony, pozwalał Ayi na prowadzenie jej małej gry. Miała świadomość, że Will tego nie pochwalał.
- Mamo? - zapytała Ambrosia, wyrywając kobietę z myśli.
- Wybacz - odpowiedziała, uśmiechając się do niej przepraszająco.
- Nic się nie stało - odparła, a kąciki jej ust lekko drgnęły. - Mówiłaś, że chciałaś porozmawiać. O czymś konkretnym?
Zawahała się. Nim odpowiedziała, przyjrzała się córce. Podobieństwo między nimi było naprawdę niewielkie - jedynie kształt twarzy i wąski nos. Podczas gdy Aya miała czarne włosy i szare oczy, Ambrosia przypominała ciocię. Obie mogły pochwalić się brązowymi piórkami, różniącymi się tylko odcieniem, oraz ciemnoczerwonymi tęczówkami. Ba, sądzono, że są siostrami. Wrażenie potęgował fakt, iż wyglądały, jakby dzieliły je góra trzy lata. Suzue sprawiała wrażenie osoby lekko po dwudziestce, jakby potwierdzając to swoim zachowaniem. Z kolei Yoshimitsu, gdyby nie różnica wieku, można by uznać za bliźniaka Ayi - o zupełnie innym charakterze, ale to nie miało zbytniego znaczenia. Tylko jej mąż zdawał się nie pasować do tej grupki - najwyższy, o typowo celtyckich rysach i niebieskich oczach. Jego jasnobrązowe włosy w słońcu miały rudy połysk. Zawsze strzygł się krótko, w przeciwieństwie do Yoshimitsu, który nie mógł wytrzymać, gdy miał czuprynę sięgającą krócej niż do brody.
- Ziemia do mamy - zaśmiała się, ponownie przywracając rodzicielkę do rzeczywistości.
- Po prostu chciałam z tobą porozmawiać. O niczym konkretnym - odparła wreszcie, siadając na drewnianej ławce. Po chwili Ambrosia dołączyła do matki, przytulając się do niej.
Aya wiedziała, że będzie jej tego brakować. Jeśli chodziło o okazywanie wszelkiego rodzaju uczuć, córka wdała się w ojca, a raczej jego familię. Chociaż rodzina Kiseki nie miała szans w starciu na najbardziej bezuczuciowy ród, nie było mowy o tego typu czułościach na każdym kroku. Zmiana nastąpiła, gdy trójka rodzeństwa osiadła w Anglii. Jedynie Yoshimitsu często podróżował do domu, ale z chęcią wracał do Anglii. Nie miał nic przeciwko nowej rodzinie starszej siostry, nawet często spędzał czas z Williamem i jego bratem. Dzięki temu mógł spędzać czas w męskim towarzystwie, nadrabiając stracone lata, podczas których wychowywał się w otoczeniu z przewagą kobiet.
- Będę tęsknić - mruknęła Ambrosia. W niemej odpowiedzi Aya lekko uścisnęła dłoń córki. Wolała nic nie mówić w obawie, że głos ją zdradzi. Starała się nie okazywać tego, jak bardzo wolałaby, aby nie wyjeżdżała. Oczywiście liczyła się z tym, iż Ambrosia prędzej czy później zacznie prowadzić życie na własną rękę, ale wolała, aby to było jak najpóźniej.
Z drugiej strony wyjazd do szkoły z internatem nie oznaczał oddzielenia się od rodziny. Pozostawała poza domem tylko przez rok szkolny, a jako czystokrwista mogła ją opuszczać bez najmniejszego problemu. Dodatkowo Akademia zaliczała się do bezpiecznych miejsc, ale tylko dzięki towarzystwu Suzue zgodziła się na ten wyjazd.
Skrzywiła się, gdy doszło do niej, o czym myślała. Zaczynała wychodzić na nadopiekuńczą matkę.
- Wiesz, to tylko dlatego, że wy chcecie... - dodała cicho szatynka.
Aya westchnęła ciężko. Zaskakiwało ją, jak bardzo Ambrosia nie chciała jechać do szkoły. Nie potrafiła zrozumieć tej niechęci, zwłaszcza że córka miała zupełnie inny charakter niż ona sama. Zawsze lubiła towarzystwo, w przeciwieństwie do matki.
- Nie zaczynaj znowu - ostrzegła ją, pocierając skronie, aby odegnać nagły ból głowy.
- Przepraszam, mamo... - odparła, w duchu solennie sobie obiecując, że to była ostatnia próba.


Stara furtka z oporem poddała się dotykowi wampirzycy, głośno skrzypiąc w ramach sprzeciwu. Ayatsuji, nie kłopocząc się zamknięciem jej, wytarła dłoń o spodnie. Nie pomogło - rdzawy kolor pozostał na skórze. Zrezygnowana ruszyła dalej, rozglądając się, aby nie przeoczyć pajęczyny. Ostatnie, czego pragnęła, to pajęcza sieć na twarzy.
Na szczęście pokonała ścieżkę bez przykrych niespodzianek. Budynek wraz z zapuszczonym ogrodem przypominał stereotypową siedzibę hrabiego Drakuli z niszowego horroru. Nikt nie domyśliłby się, że jest to posiadłość rodu czystokrwistych. Rezydencja sprawiała wrażenie opuszczonej, a w okolicy mówiono o panoszących się w niej duchach. Akurat to nie zdziwiło Sunako - ofiary z pewnością czasem krzyczały.
Gdy weszła do domu, kilka razy kichnęła. Jedyne, co przyszło jej na myśl, to kurz. Był wszędzie, jakby nikt od dobrych kilkudziesięciu lat nie sprzątał. Na dywanie zostawały ślady butów, niemal idealnie odciśnięte na grubej warstwie pyłu. Na wąskim korytarzu panowała ciemność. Brakowało okien i nie paliło się żadne światło. Gdyby nie była wampirem, zapewne nie potrafiłaby dojrzeć czubka swojego nosa.
Słysząc odgłos rozmowy, bez wahania skierowała się w stronę, z której dochodził. Po chwili zapukała, a gdy usłyszała pozwolenie, weszła do pokoju. Rozmowa ucichła. W małym pomieszczeniu na jedynej kanapie siedziały dwie kobiety. Oprócz tego nie ustawiono żadnych mebli. Jedynym źródłem światła był blask księżyca wpadający przez otwarte na oścież okno.
Zamknęła za sobą drzwi, robiąc to tak, aby cały czas je widzieć, po czym zbliżyła się do nich. Stara drewniana podłoga nieprzyjemnie skrzypiała wraz z każdym krokiem zielonookiej. W końcu Sunako lekko się ukłoniła, z należytym szacunkiem witając z wampirzycami.
Jedna z nich, ta, którą dobrze znała z widzenia, zapytała z nieodłącznym uśmiechem:
- I jaka jest twoja decyzja?
Pytanie było jedynie formalnością i wampirzyca dobrze o tym wiedziała. Propozycje czystokrwistych zazwyczaj należały do gronach tych nie do odrzucenia. Gdyby zamierzała nie przykładać do tego ręki, na pewno nie byłoby jej tutaj. Musiałaby także wyjechać jak najdalej, licząc, że trafi w miarę bezpieczne miejsce.
Wbrew pozorom lubiła swoje życie. Na tyle, żeby nie chcieć go stracić.
- To będzie sama przyjemność - odparła w końcu, kiwając głową na potwierdzenie swoich słów. Uniosła lekko kąciki ust, aby potwierdzić swoją radość.
Blondynka mruknęła z aprobatą. Uśmiechnęła się do siedzącej obok kobiety, na co tamta tylko wywróciła oczami. Reakcja towarzyszki nie zepsuła jej humoru, gdyż zwróciła się do Ayatsuji tak samo słodkim głosem jak wcześniej:
- Na dzisiaj to już wszystko, możesz odejść.
Machnęła ręką, jakby popędzając dziewczynę. Gdy Sunako wyszła, uprzednio należycie się żegnając, i obie miały pewność, że nie zostaną usłyszane, ta, która dotąd milczała, syknęła:
- Nie sądzisz, że to dziecko na niewiele się zda?
- Jej ród od wielu pokoleń służy Kurohiko. Faktycznie, nie obyło się bez kilku przykrych incydentów, ale nas to nie spotka. Od najmłodszych lat była uczona lojalności do naszej rodziny - zapewniła spokojnie.
- Jeśli jest zbyt lojalna... - zaczęła szatynka, ale Kaori jej przerwała.
- Nie. Nie piśnie ani słowa o tym, czego od niej wymagamy.
- Ty wymagasz - poprawiła ją, wstając z kanapy, na której dotąd siedziały. Podeszła do okna, wyglądając przez nie. Październikowe powietrze było zimne, nawet jak na tę porę roku, a w powietrzu dało się czuć deszcz. Zapach nie należał do tych przyjemnych woni unoszących się latem. Ten zdawał się zamrażać w płucach.
- Nawet nie wiem, do czego potrzebujesz tego dziecka - dodała, odwracając się przodem do Kaori. Nie wyglądała, jakby oczekiwała wyjaśnienia. Słusznie, gdyż kobieta jedynie uśmiechnęła się szerzej i odparła:
- Łączy nas najsilniejsza więź. Własnej bliźniaczce nie zaufasz?


Zamykając za sobą drzwi do pokoju, w którym spędziła ostatnie trzy tygodnie, nawet się nie zawahała. Przez myśl jej nie przeszło, aby ostatni raz spojrzeć na sypialnię. To nie tu się wychowywała. Obcy dom, zresztą tak samo nieznany jak kraj Ayi, nie należał do miejsc, do których Ambrosia chciałaby powrócić. Wampirzyca nie miała za czym się oglądać. Nawet z niejaką ulgą wsiadła do samochodu zaparkowanego przed budynkiem. Mogła mieć nadzieję, że nowe miejsce przyniesie chociaż minimalną poprawę.
Starając się zignorować nieustającą od śniadania paplaninę Suzue, wyjrzała przez okno. Aya pomachała córce. I chociaż widziała delikatny uśmiech na jej twarzy, miała świadomość, że były to tylko pozory. Zbyt dobrze ją znała.
Jako jedyna nie jechała do Akademii, ale Ambrosia nie winiła jej za to. Od czystokrwistych, którzy nie wchodzili w skład ich rodziny, trzymała się jak najdalej. Nieraz wspominała o tym, iż nie czuje się stworzona do politycznych gierek, gdzie nawet spojrzenie komuś w oczy w nieodpowiednim momencie mogło przynieść zgubę.
Westchnęła. Nadal nie potrafiła uwierzyć, jakim cudem jej rodzice, mając zupełnie różne charaktery, ba, zamieszkując różne kontynenty, zaczęli być ze sobą. Aya, nawet po wielu latach spędzonych w Anglii, sprawiała wrażenie, jakby była tam pierwszy raz na wycieczce.
Gdy opuścili tereny posiadłości, zdecydowała się oderwać od okna. Niepewnie odwzajemniła uśmiech taty, który siedział obok niej. Na przednim siedzeniu Suzue co rusz śmiała się, gawędząc z prowadzącym samochód Yoshimitsu. William również brał udział w dyskusji, co chwilę rzucając jakąś uwagę, ale, ujrzawszy zdenerwowanie córki, postanowił zająć jej myśli.
- Nim się obejrzysz, będzie już po wszystkim - szepnął, obejmując ją ramieniem. Dziewczyna niemal w ostatniej chwili powstrzymała się przed zapytaniem, czego koniec miał na myśli. W niemej odpowiedzi skinęła głową.
Mimowolnie przypomniała sobie słowa, które wypowiedziała Aya, gdy żegnała się z córką. Słowa, które były ostrzeżeniem powodującym nieprzyjemny uścisk w brzuchu.



Muszę przyznać, że ten rozdział pisało mi się bardzo trudno. W wielu momentach musiałam się zatrzymać i na dłuższy czas pomyśleć. Dlatego nie zdziwiłabym się, gdyby czytało się gorzej niż poprzednią część.
Na zapas informuję, że tak, ujawnię co takiego powiedziała Aya.xD W następnym rozdziale, jak można się domyślić, dobijemy do Akademii. I na pewno niczym przyjemnym będzie trójka czystokrwistych w jednym miejscu. No, może pomijając Suzu, hihihi. <3 Taka mała zapowiedź.  

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział I

 Sala balowa była niemal wypełniona po brzegi. Szybko tracąca zainteresowanie japońska arystokracja zyskała nowy obiekt fascynacji. Mimo że nie był to okres izolacji, a spotkanie obcokrajowca nie należało do rzadkości, wampiry wyjątkowo chętnie rzuciły się ku Brytyjczykowi, jakby pierwszy raz doświadczyły obecności kogoś wywodzącego się z innego kraju. Może dlatego, iż mężczyzna należał do poziomu A.
Albo przez fakt, że poślubił czystokrwistą Japonkę.
Ambrosia, spoglądając z piętra na tańczących rodziców, westchnęła ciężko. Widziała, że byli zmęczeni poświęcanym im zainteresowaniem i starali się odpocząć, korzystając z chwili względnej samotności. A nie minęła nawet połowa balu.
Wampirzyca odsunęła się od marmurowej balustrady, gdy zauważyła karcące spojrzenie babci. Jako czystokrwista starej daty nie potrafiła zrozumieć poczucia zagubienia wnuczki. Z całym swoim przekonaniem obwiniała o to brytyjskie społeczeństwo, w którym ta spędziła większość życia. Skinęła na nią głową, dając znać dziewczynie, że ma dołączyć do gości. Ainsworth zrobiła to bez wahania, woląc nie ryzykować gniewu tej kobiety.
Przykleiła do twarzy zachwycony uśmiech, gdy nieznany chłopak niższego poziomu poprosił o taniec z nią. Kątem oka zerknęła na gospodynię, która niemal niezauważalnie skinęła głową. Aprobata oznaczała, że Ambrosia nie mogła się wykręcić.
Z każdym następnym utworem dziewczyna poznawała nowe osoby. Nikt nie wydawał się być na tyle szczery, aby przykuć jej uwagę. Niemal połowa partnerów zachwycała się płynnością japońskiego, przy czym ona sama dobrze wiedziała, że nie kryliby oburzenia, gdyby popełniła chociaż drobny błąd. Jeden nawet ośmielił się ubolewać nad niejapońskim imieniem.
Przez przypadek nadepnęła mu na stopę, starając się zrobić to jak najmocniej. Tylko widok z trudem powstrzymywanych łez był w stanie zmniejszyć jej złość.
Szczery uśmiech pojawił się na twarzy Ambrosii dopiero, gdy stanął przed nią brat mamy. Bez wahania przyjęła jego rękę, jednak Yoshimitsu, zamiast poprowadzić ją w stronę parkietu, ruszył ku wyjściu z sali, po drodze sięgając pod dwa kieliszki z winem.
Dopiero gdy znaleźli się w niedużej biblioteczce, wyjaśnił:
- Wyglądałaś, jakbyś miała zaraz zemdleć. - Widząc jej powątpiewającą minę, dodał z uśmiechem: - Dobrze, dobrze. Może odrobinę przesadziłem. Ale jakby dość mocno bolała cię głowa. Tego już się nie wyprzesz.
Ainsworth nie mogła zaprzeczyć. Czuła się zmęczona, z niecierpliwością wyczekując końca balu, a niewygodne buty dawały się we znaki. Od dawna nie musiała aż tak uważać na swoje słowa i gesty.
- Dziękuję - powiedziała, z wyraźną wdzięcznością przyjmując kieliszek. Usiadła na jednym z foteli, po czym, zsuwając ze stóp obuwie, podkuliła nogi. Poza zdecydowanie niepasująca do czystokrwistej. Mimowolnie zachichotała na myśl o tym, co by powiedziała babcia na ten widok.
- Mam dość, a to dopiero początek. Wiem, że mama kocha swój kraj i pragnie, abym go poznała, ale chciałabym już wrócić do Anglii - westchnęła, opierając czoło o kolana. - Nawet nie wiem, ile tu zostaniemy, więc nie mogę odliczać.
Usłyszała szelest materiału, gdy wujek podszedł do niej i ukucnął. Delikatnie uniósł jej twarz, aby spojrzała mu w oczy.
- To także twój kraj, Ami, nie zapominaj o tym. - Dziewczyna nie mogła powstrzymać uśmiechu, pierwszy raz od dawna słysząc imię, którego wolał używać Yoshimitsu. - Urodziłaś się na terenie Japonii i pochodzisz z rodu czystokrwistych. Nasza ojczyzna to nie tylko nadęta arystokracja czy męczące konwenanse, dobrze o tym wiesz.
- Wiem. Ale nachodzący czas będzie polegał jedynie na uczestniczeniu w przyjęciach i spotkaniach z innymi wampirami. Tylko tego doświadczę - poskarżyła się, po czym upiła łyk wina, aby zająć swoje usta czymś innym niż narzekanie. Lubiła młodszego brata mamy i nie chciała powiedzieć o jedno słowo za dużo. Zwłaszcza że miała wrażenie, iż ten za punkt honoru wziął sobie ukazanie siostrzenicy japońskiego piękna.
- Na pewno uda nam się wybrać na wiele wycieczek - odparł, a na jego twarzy pojawił się psotny uśmiech.
Ainsworth odniosła wrażenie, że coś wiedział. Posiadał informację na temat czegoś, co było mu na rękę, widziała gołym okiem. Podświadomie czuła, że jej samej się to nie spodoba. Cała rodzina wiedziała, iż Ambrosia niemal nienawidziła niespodzianek, co wyraźnie im nie przeszkadzało.
I tym razem wolała być przygotowana. Yoshimitsu nie należał do najbardziej otwartych osób, ale łatwiej było wydobyć informację od niego niż od rodziców. Wystarczyło włożyć w to odrobinę wysiłku. Z kolei najmniej trudu wymagało wyduszenie prawdy z Suzue. Młodsza siostra Ayi miała bardzo duże problemy z dochowaniem tajemnicy, zwłaszcza gdy była podekscytowana. Gdy rodzice próbowali jak najdłużej ukryć przed Ambrosią fakt wyjazdu do Japonii, nie pozwolili spędzać jej czasu z ciotką sam na sam. Myśleli, że nie zauważy.
Jeśli nie uda się z wujkiem, będzie musiała zaczaić się na najmłodszą z rodzeństwa Kiseki.
- Ty coś wiesz - stwierdziła, wbijając w niego uważne spojrzenie.
Odpowiedział jej dźwięczny śmiech. Wampir wyprostował się, po czym usiadł na fotelu naprzeciwko, rozpinając guzik granatowej marynarki. Niedbale założył kosmyk czarnych włosów za ucho, rozsiadając się wygodniej. Jak na gust wampirzycy, był zbyt pewny siebie.
- Niedługo się dowiesz.
Szykowało się coś gorszego niż przyjazd do Japonii.


Uśmiechnęła się do rodziców, gdy weszła do salonu. Nadszedł wyczekiwany koniec balu i wszyscy mogli odetchnąć. Jednak największą ulgę było widać na twarzy ojca, który, tylko zniknąwszy z zasięgu widzenia natrętnych oczu, pozbył się zbędnych części garnituru. Ambrosia dołączyła do siedzącej na kanapie pary, sadowiąc się obok Ayi. Oparła głowę o jej ramię, co rusz wzdychając cierpiętniczo.
Przez kilka chwil nie było odzewu, aż w końcu czarnowłosa zapytała:
- Coś się stało, kochanie?
- Nikogo tu nie znam - mruknęła, odsuwając się od rodziców, jakby na poparcie swojego oburzenia.
- Z czasem poznasz - odparła Aya, lekko ściskając dłoń córki. Uśmiechnęła się do niej, nawet jeśli wiedziała, do czego Amrosia zmierzała. Przed podróżą, a nawet jak już walizki zostały spakowane, próbowała przekonać rodziców, aby pozwolili jej zostać w Anglii.
- Nie chcę. Ja tu po prostu nie pasuję - odburknęła, po czym ruchem głowy wskazała na dogorywającego obok Williama. - Widziałaś, jak te harpie obsiadły tatę.
- Mnie w to nie mieszaj - mruknął, nawet nie otwierając oczu. Machnąwszy niedbale ręką, kontynuował: - Jestem cały, odrobina snu to jedyne, czego potrzebuję.
Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wparowała Suzue. Kobieta była wyraźnie podekscytowana i ostatkiem sił hamując się przed podzieleniem z siostrzenicą nowiną. Usiadła na podłokietniku, przyciągając Ambrosię do siebie, by ją przytulić. Kompletnie nie zwróciła uwagi, czy robi to delikatnie, nie potrafiąc powstrzymać się przed okazywaniem wesołego nastroju. Przez cały bal unikała spotkania z dziewczyną, ale teraz mogła dać upust swojej radości.
- Ktoś mi wreszcie powie? - zapytała, odgarniając z twarzy orzechowe włosy ciotki.
Aya skinęła głową i chyba wyglądało na to, że to Will został obarczony ciężarem podzielenia się z córką nowiną, ale Suzue, mocniej przytulając szatynkę, wyrzuciła z siebie:
- Pójdziemy razem do szkoły z internatem, w której uczą się i ludzie, i wampiry.
To zdanie zamroziło dziewczynę. Z drugiej strony była jeszcze szansa...
- W Japonii? - zapytała szeptem, wbijając spojrzenie w tatę. Ten w odpowiedzi jedynie kiwnął głową. Nie zwróciła większej uwagi na jego przepraszający wyraz twarzy, odsuwając się od obejmującej ją Kiseki. Wstała, po czym ze skrzyżowanymi ramionami obróciła się do nich przodem.
Aya mimowolnie skrzywiła się. Nigdy nie widziała córki w takim stanie. Oczywiście zdarzały się chwile, gdy krzyczała albo złościła się, nawet bez racjonalnego powodu, ale były to raczej drobnostki i zaraz przychodziła przeprosić. Na początku nie bardzo wiedziała, co myśleć - nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek wszczynała bezsensowne awantury. Nigdy także nie doświadczyła czegoś podobnego ze strony młodszego rodzeństwa.
William uspokoił swoją żonę. Wyjaśnił, że u niego była to normalna sytuacja, zwłaszcza w wieku ich córki. Ba, nawet jego brat zachowywał się tak samo. Zapewnił Ayę, iż to z czasem przejdzie.
Fakt, że wdała się w ojca, był jasny już gdy Ainsworth miała ledwie kilka lat.
- Przyjechałam z wami, chociaż to było ostatnie, czego chciałam - odezwała się pozornie beznamiętnym tonem. Pozornie, gdyż z każdym następnym słowem wzrastało budzące wyrzuty sumienia napięcie w jej głosie, chociaż nie dało się wyczuć smutku czy złości.
Aya nie mogła pozbyć się wrażenia, że Ambrosia miała więcej wspólnego z jej matką niż ta by sobie tego życzyła. Pamiętała, iż tamta używała tego tonu, gdy któreś z dzieci walczyło zażarcie i nie chciało dostosować się do matczynej woli. Zawsze z pozytywnym skutkiem.
Z drugiej strony, córce jeszcze wiele brakowało do osiągnięciu poziomu babci.
- Zapewnialiście mnie, że to tymczasowy wyjazd. Rozumiem, że mama chce spędzić trochę czasu w Japonii, ale dlaczego ja też muszę tu gnić? Dlaczego muszę chodzić do szkoły?
Gdy żaden z dorosłych nie palił się do odpowiedzi, ruszyła ku wyjściu z pokoju. Zamknąwszy za sobą drzwi, zauważyła opierającego się o ścianę Yoshimitsu. Stanęła na chwilę, ale, gdy nic nie powiedział, skierowała się do swojego pokoju. Będąc tuż przy drzwiach, usłyszała:
- Szykuj się, za dziesięć minut wychodzimy.


Celem pierwszej wycieczki, którą zaplanował jej wujek, okazała się być tokijska restauracja. Nie byłoby to nic nowego, gdyby lokal nie wyróżniał się usytuowaniem. „The Peak Lounge” mieściło się na najwyższym piętrze jednego z wieżowców, dzięki czemu goście mogli podziwiać stolicę z góry. Ainsworth nie zwróciła na to uwagi, zbyt zdenerwowana niespodzianką, którą przygotowali jej rodzice. Według niej pomieszczenie bardziej przypominało ogródek pełen bambusów, w który ktoś wcisnął dywan i stoliki z krzesłami.
Zrozumiała wybór, gdy okazało się, iż restauracja specjalizowała się w kuchni brytyjskiej. Dopiero gdy upiła łyk herbaty, poczuła, jakby całe napięcie z niej zeszło. Westchnęła niemal z ulgą, po czym, starając się ignorować zadowolony uśmieszek Yoshimitsu, zerknęła przez okno. Widok był niczego sobie, dziewczyna musiała przyznać, ale nie czuła się nim specjalnie oczarowana. Rozejrzała się po pomieszczeniu. O tej porze nie było wielu gości i przeważały osoby, które posługiwały się językiem angielskim, japoński jedynie rozbrzmiewał gdzieś w tle.
Gdy zamknęła oczy, mogła poczuć się jak w domu.
- Wiesz, że rodzice nie robią ci tego na złość - odezwał się wampir. Już szykował się, aby kontynuować, ale dziewczyna mu przerwała:
- Daruj sobie kazania. Wiem bardzo dobrze, co chcesz powiedzieć, więc możemy pominąć ten punkt.
- Postaraj się zrozumieć Ayę. - Nagle wyraz jego twarzy zmienił się. Wyprostował się w fotelu, niezauważalnie zaciskając dłonie na podłokietniku. Skinął lekko głową, nie odrywając oczu od jakiegoś punktu za plecami Ambrosii.
Zdezorientowana obróciła się, aby zobaczyć, co przyciągnęło uwagę wuja. Rozejrzała się po restauracji, ale nikt specjalny nie stał...
Och. Przełknęła ślinę, wyczuwając trójkę czystokrwistych. Spojrzała w ich kierunku. Dwie kobiety i mężczyzna. Jedna z nich, blondynka, zauważając Ambrosię, pomachała jej, uśmiechając się przy tym. Szatynka, która siedziała tyłem do Ainsworth, obróciła się i jedynie skinęła głową, wyraźnie niezadowolona z towarzystwa innych wampirów.
- Kto to? - zapytała, zerkając na wuja.
- Ci blondyni to Kaori i Hikaru Kurohiko, bliźniaki. Tej drugiej nie znam, ale pewnie jakaś daleka krewna, skoro są podobni - odpowiedział, nachylając się ku niej. Zrobił to cicho, aby mieć pewność, iż nikt nieproszony ich nie usłyszy.
Przez resztę pobytu w restauracji rozmawiali o błahostkach, skupiając się na jedzeniu. Ambrosia widziała, że Yoshimitsu co chwilę zerkał na stolik wampirów. Nie mógł się rozluźnić w obecności tamtych, nawet jeśli wyglądało na to, że przybysze nie palili się do dłuższej pogawędki.
Widać Kurohiko należeli do rodów, które nie miały dobrych stosunków z Kiseki. Wiedziała, że między japońskimi familiami były różnego rodzaju waśnie, inaczej niż w przypadku Brytyjczyków. Oczywiście także w Anglii zdarzały się kłótnie, ale garstka czystokrwistych starała się trzymać razem, nie pozwalając, aby nic nieznaczące głupoty rozdzieliły ich. Chcieli utrzymać czystość krwi.
Gdy skończyli posiłek i dopili herbatę, postanowili jak najszybciej opuścić restaurację. Żadne z nich nie paliło się do dłuższego podziwiania widoku, zwłaszcza że mieli świadomość obecności wyczulonych uszu.


Kaori odprowadziła spojrzeniem parę czystokrwistych, uśmiechając się lekko znad filiżanki. Przy ich stoliku zapanowała cisza, którą postanowili przerwać, gdy mieli świadomość, iż nie zostaną podsłuchani. Nie przejmowali się otaczającymi ich ludźmi. Poza tym gwar w pomieszczeniu stanowił skuteczną ochronę, jeśli wziąć pod uwagę, że rozmawiali ściszonym głosem.
- Najwyższy czas, aby odebrać niektórym monopol na władzę - mruknęła blondynka, odstawiając porcelanowe naczynie na spodek. Oparła głowę na ramieniu brata, będąc w wyraźnie lepszym nastroju. Siedząca naprzeciw wampirzyca odniosła wrażenie, że spotkanie z parą czystokrwistych polepszyło jej nastrój.
- Co dokładnie masz na myśli? - zapytała szatynka, lekko pocierając zmęczone oczy. Odchyliła się do tyłu, aby oprzeć wygodnie plecy.
Zamiast tego odezwał się mężczyzna, taksując wampirzycę uważnym spojrzeniem niebieskich oczu:
- Ciężko się przyzwyczaić do zmiany?
- Najgorsze jest powietrze - odparła bez wahania. - Ciotka miała w zwyczaju dość częste podróżowanie wraz ze swoimi aktualnymi partnerami, więc zmiana strefy czasowej akurat nie stanowi dla mnie większego problemu.
- To musiało być ciekawe doświadczenie - westchnęła Kaori.
- Co kto lubi. Mimo wszystko oddzielenie od rodziny nie jest najwspanialszym doświadczeniem - powiedziała chłodno. Gołym okiem było widać, iż nie podziela zdania towarzyszki.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. - Blondynka nachyliła się nad stołem, aby uścisnąć dłoń zielonookiej. - Nadrobimy stracony czas, Setsuko. Jest kilka niecierpiących zwłoki kwestii. Gdy zostaną rozwiązane po naszej myśli, nie będziemy mieć żadnych problemów.
- Obiecujemy ci to - dodał Hikaru, zerkając na drzwi. Wkrótce potem spojrzał na zielonooką, uśmiechając się niemal ciepło.



Na początku pragnę podziękować zmęczonej Ayi za sprawdzenie. <3 Za komentarze serdecznie dziękuję Kirian, bliźniakowi (razy 3) i Ayi. Motywują mnie w chwilach, gdy pisanie jest ostatnim na co mam chęć. ;D
Mam nadzieję, że rozdział was nie znudził! Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to drugi pojawi się za jakieś dwa tygodnie  

niedziela, 10 sierpnia 2014

Prolog cz. II

Drugą część prologu również dedykuję Ayi, Suzu i Kao. W których towarzystwie powstała zdecydowana większość rozdziału. <3

Ostrzeżenie: w rozdziale pojawia się scena (tutaj już dedykacja głównie dla Kao i Suzu ;D), którą niewinne oczy nie powinny czytać. Jej kolor został przyciemniony. 




Czuła, jakby to ktoś inny przejął jej ciało - nie działało ono zgodnie z wolą. Wampirzy instynkt, który nie został tak naprawdę i w pełni nasycony od dawna, a dostawał jedynie wymagane minimum, nie chciał odpuścić zdobyczy. Umysł walczył ze zwierzęcymi pragnieniami.
Przegrywał.
Miwo nie wiedziała, ile minęło czasu, nim zdołała odsunąć się od chłopaka. Natomiast była pewna, że stanowczo za dużo. Szatyn, nie będąc trzymanym, osunął się. Przez chwilę wpatrywała się w niego przerażona, nie wiedząc, co zrobić. Dopiero uświadomiwszy sobie, czego się dopuściła, uniosła drżącą dłoń ku twarzy.
Odruchowo zrobiła jeszcze kilka kroków do tyłu, nie będąc pewną, jak zareagować. W ustach cały czas miała słodki posmak krwi i, mimo sytuacji, w której się znalazła, od dłuższego czasu nie czuła się tak wspaniale.
Wewnętrzny spokój.
Będąc pierwszy raz w takim położeniu, nie potrafiła wymyślić, co zrobić. Nie miała wampirzego przyjaciela, któremu ufałaby na tyle, aby poprosić o taką pomoc. Wiedziała, że Juri i Haruka zdecydowanie nie pochwaliliby takiego zachowania. Zwłaszcza że ostatnio niemal zaciekle zaczęli bronić ludzkiej rasy.
Skrzywiła się na myśl o tym, jak bardzo ich zawiodła.
Pomyślała o Rido, który był ich przeciwieństwem. Czasem, na wampirzych przyjęciach, słyszała, jak inni komentowali jego poglądy, porównując z młodszym rodzeństwem (które z kolei nie chciało rozmawiać z Miwo o najstarszym Kuranie).
To były czasy, w których głowa rodu wygrywała w wyścigu polegającym na zapewnieniu sobie jak największej liczby sprzymierzeńców.
Dziewczyna, niewiele myśląc, teleportowała się do jego posiadłości. Biegiem pokonała odległość dzielącą ją od drzwi i, nie czekając na lokaja, pchnęła je. Nie kłopocząc się zamykaniem ich, zapytała go, gdzie może znaleźć Rido. Nim zdążył odpowiedzieć, usłyszała swoje imię.
Odwróciła się, po czym szybko pokonała odległość dzielącą ją od wampira. Wtuliła się w niego, nie zważając na to, czy pochwali tego typu wylewność. Mężczyzna momentalnie stężał, ale nie odepchnął jej, za co była mu wdzięczna.
Pokrótce zwierzyła mu się ze swojego problemu – opowiedziała o tym, jak przez długi czas próbowała ignorować głód, aż w końcu przejął on nad nią kontrolę, oraz że spotkała wtedy jakiegoś chłopaka.
- Wystarczy pozbyć się ciała – odpowiedział spokojnie. Wydawał się niewzruszony jej wyznaniem. Jak gdyby takie sytuacje zdarzały mu się dość często.
- Ale on żyje – fuknęła.
Kuran skwitował to lekkim wzruszeniem ramion. Nie widział w tym problemu.
- Nie chcę nikogo zabić. - Miwo pociągnęła nosem, dopiero teraz zaczynając odczuwać wyrzuty sumienia. Ugryzienie kogoś było czynem zdecydowanie mniej obciążającym niż morderstwo.
Rido westchnął ciężko, zakładając na głowę elegancki kapelusz, który uprzednio trzymał w dłoni. Dopiero wtedy zauważyła, że musiał wrócić do domu przed chwilą. Nieduże cienie pod oczami wskazywały na zmęczenie. Mimo to zapytał:
- Gdzie go zostawiłaś?


Gdy służące upewniły się, że sukienka została poprawnie zawiązana, a wszystkie spinki do włosów odpowiednio wpięte, skłoniły się. Po chwili wyszły, zostawiając Miwo samą, która, rzucając ostatnie spojrzenie na swoje odbicie w lustrze, ruszyła ich śladem. Stojąc tuż przed drzwiami, nerwowo wygładziła materiał sukni.
Mimo że kiedyś uwielbiała bale, nawet jeśli w większości przypadków uśmiechnięte twarze były tylko maską, tym razem wolałaby zostać w domu. Z drugiej strony nie chciała dzielić się z Rido swoimi przemyśleniami, widząc, że brat akurat tego dnia nie był w dobrym humorze.
Gdy spotkała go u szczytu schodów, wyglądało na to, iż jego nastrój zmienił się diametralnie. Dopiero gdy pojawili się na przyjęciu, Miwo miała szansę poznać powód tej niespodziewanej metamorfozy.
Był zadowolony. Rzucając wyzywające spojrzenie młodszemu rodzeństwu, poprowadził wampirzycę w kierunku jakiegoś nieznanego jej młodzieńca. Triumfował, mogąc rozegrać to wszystko po swojemu. Kuran wiedziała, że prędzej czy później głowa rodu wysunie argument małżeństwa, gdyż, z racji jej płci, tylko tak mogła być w jakikolwiek sposób przydatna.
Sama Miwo jak ognia unikała patrzenia na Juri i Harukę. Nie była pewna, czy znali powód nagłej przeprowadzki do posiadłości Rido. Nawet jeśli nie, to wolała ich nie uświadamiać. Wiedziała, że zasługiwali na to. Ale jeszcze nie dziś. Nie była gotowa.
Może kiedyś nadarzy się ku temu okazja.
Czując na sobie oceniające spojrzenia wielu wampirów, wiedziała, że nie może pokazać zdenerwowania i tego, jak bardzo chciałaby znaleźć się w innym miejscu. Oczekiwania wobec niej były wygórowane, ale, jak przystało na prawdziwą czystokrwistą, podoła im.
Przez resztę przyjęcia robiła wszystko, co w jej mocy, aby nie zhańbić rodziny. Wymagało to nie lada siły, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, wyszła na przestronny taras. Wiedząc, że jest to miejsce dość chętnie uczęszczane, zeszła po schodach do ogrodu. Ruszyła jedną z wielu wąskich ścieżek, gdy usłyszała wołanie. Nim zdołała się obejrzeć, Haruka był przy niej. Zerknęła na niego, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
- Tak? - zapytała po chwili niepewnie, gdy nie odezwał się słowem.
Wampir nie odpowiedział od razu. Taksował młodszą siostrę spojrzeniem, która, mimo najszczerszych chęci, aby pozostać oazą zewnętrznego spokoju, wyraźnie denerwowała się. Haruka był spokojny jak zwykle. Miwo nie potrafiła powiedzieć, o czym myślał i ten fakt tylko wzmagał jej niepokój.
- Dlaczego?
Krótkie pytanie nie było ułatwieniem. Głos wyprany z uczuć także nie nakierował wampirzycy na to, co chciała uzyskać. Potrząsnęła głową w niemej odpowiedzi, robiąc krok do tyłu, gdy ten zrobił jeden w jej stronę.
Widząc sylwetkę Rido, który leniwie schodził ze schodów, rozluźniła się. Jego pojawienie się oznaczało koniec rozmowy, a przynajmniej pozwalało Miwo na pozostawienie tej konwersacji starszemu bratu. Niewiele myśląc, wyminęła Harukę i szybkim krokiem skierowała się ku głowie rodu. Gdy stanęła u jego boku, objął ją ramieniem w talii, przysuwając bliżej siebie.
Miała świadomość tego, iż gest nie był spowodowany przez opiekuńczą część mężczyzny (o ile w ogóle istniała), ale i tak poczuła się bezpieczniej. Oparła czoło o jego ramię, wbijając spojrzenie w pobliski krzew. Chciała jak najszybciej odejść.
- Czasem zapominam, że po tobie można spodziewać się wszystkiego - westchnęła Juri, dołączając do nich. Jej nagłe pojawienie się sprawiło, że Miwo drgnęła, ale nie spojrzała na siostrę.
W odpowiedzi Rido tylko się zaśmiał.
- Twoje chore manie nie powinny mieć na nią wpływu - dodała, stając obok męża. Skrzyżowała ramiona, nie miarkując swoich emocji tak dobrze, jak Haruka. W jej przypadku nie było jakichkolwiek problemów z odczytaniem myśli. Wszyscy wiedzieli, że z Juri można czytać niczym z otwartej księgi.
Młodsza z sióstr odchrząknęła, zwracając na siebie uwagę pozostałej trójki.
- To był mój wybór - odezwała się cicho, zerkając na wszystkich po kolei. Rido miał dobry humor, wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw. Haruka zacisnął szczęki, wbijając w nią spojrzenie, natomiast jego wybranka wyglądała, jakby jej największym pragnieniem było uderzenie kogoś.
Wkrótce potem zostawili poślubionych samym sobie.


Życie Miwo w posiadłości Kuranów było dość nudne. Wampirzyca często sama jadła posiłki, siedząc tuż przy szczycie stołu. Miejsce dla Rido było zawsze przygotowane - służba, nawet jeśli już wcześniej było wiadome, że głowa rodu nie pojawi się, musiała być przygotowana na wszystkie możliwości. Przez kilka pierwszych minut wpatrywała się w puste miejsce, by potem, upewniwszy się o jego nieobecności, zacząć jeść. Wolne chwile spędzała na czytaniu - chociaż na początku nie było to jej ulubionym zajęciem, z czasem musiała się do tego przyzwyczaić. Spędzanie nocy, leżąc na łóżku albo wpatrując się przez okno, stało się wyjątkowo nudne już po pierwszych dwóch tygodniach. Na bale nie chodzili często, gdyż brat z licznych zaproszeń wybierał te, które były według niego najbardziej warte uwagi. Od rozmowy z Haruką i Juri nie spotkali ich więcej.
Mimo to nie narzekała. Rido jej pomógł i była za to wdzięczna.
Czasem zdarzały się wieczory, które spędzali razem. Były dość przyjemne, zwłaszcza jeśli brat nie zasypiał na fotelu.
Któregoś dnia tuż przed wschodem słońca wyszli do ogrodu znajdującego się na tyłach posiadłości. Milczeli, doceniając swoje towarzystwo i wszechobecną ciszę, którą przerywał jedynie stukot ich butów. Miwo obeszła niedużą fontannę, wspominając zabawę w niej, gdy była dzieckiem. Często wpadała do chłodnej wody albo ochlapywała siedzące tuż przy niej ptaki. Wtedy wszystko było prostsze.
Westchnęła ciężko, zerkając na Rido, który przysiadł na ławce. Ruszyła w jego stronę, postanawiając, że wreszcie czas na rozmowę. Nie chciała, aby reszta jej życia była równie nudna, a przez to męcząca. Tego typu perspektywa była irytująca, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, ile czasu żyły wampiry.
Usiadła obok brata, spoglądając na niego. Miała chęć zapytać, o czym myśli, jednak wiedziała, że w odpowiedzi dostałaby jedynie pochmurne spojrzenie. Niepewnie dotknęła jego ramienia, zwracając na siebie uwagę.
- Doceniam to, co dla mnie zrobiłeś - zaczęła cicho, tracąc pewność siebie w chwili, gdy mężczyzna zmarszczył brwi - ale ja nie mogę tak żyć. Chyba zaczynam tracić zmysły przez tę całą nudę.
- Nie jesteś więźniem w tym domu - odparł, zakładając jej za ucho kosmyk włosów. - Możesz go opuszczać, byle nie szukając kłopotów. Oczywiście uprzednio wolałbym znać twoje plany. I abyś nie wracała za późno.
Odpowiedź zaskoczyła Miwo. Spodziewała się zupełnie innej. Nawet jeśli nie znała Rido dostatecznie dobrze, aby dokładnie przewidzieć każdą reakcję, wyobrażała sobie, co powie.
- Tak zrobię - zaśmiała się cicho, po czym, po chwili milczenia, kontynuowała poważniejszym tonem - Ty… nadal czujesz coś do Juri, prawda?
Chciała poruszyć tę kwestię już od dawna. Była ciekawa, ale przede wszystkim zastanawiała się, co zrobi. Wiele razy mówił o tym, że potrzebuje dziedzica. Miwo nie wątpiła, że było wiele wampirzyc, również czystokrwistych, które dałyby wiele, aby móc zostać panią Kuran. Korzystając z okazji, pozwoliła sobie na śmiałość. Zamarła, w napięciu wpatrując się w niewzruszonego Rido, który nie od razu zareagował na jej pytanie.
Oczekiwała od niego szczerej odpowiedzi.
- Nie sądzę, aby ten temat powinien zaprzątać twoją głowę - rzekł, wstając z ławki. Nawet nie spojrzał na młodszą siostrę, wyraźnie niezainteresowany jej reakcją. Ruszył w stronę tarasu, aby po chwili wejść do budynku. Miwo została sama, nie będąc pewną, jak zareagować. W końcu odpowiedziała tak, żeby, dzięki swoim wampirzym zmysłom mógł to usłyszeć:
- Twoja odpowiedź mówi mi wszystko. Jednakże do tego czasu sądziłam, że ufasz mi chociaż w jakimś stopniu.


Uniosła głowę znad książki, gdy usłyszała ciche skrzypienie drzwi prowadzących do biblioteczki. Wyszła ze swojej kryjówki, wychylając się zza wysokiego regału. Ze zdziwieniem zauważyła Rido. Odkąd wróciła do posiadłości Kuranów, nie spotkała go tutaj ani razu. Brat wydawał się wiedzieć, gdzie ona się znajduje, gdyż skierował swoje kroki ku miejscu, w którym zwykła przebywać. Szybko odłożyła książkę na pierwszą lepszą półkę, nie przejmując się tym, czy robi to zgodnie z jej wcześniejszym ułożeniem. Odwróciła się i zauważyła Rido tuż przed sobą.
Uniosła brew w oczekiwaniu, aż zacznie mówić. Był to gest tak typowy dla Kuranów - jakby nadawcę nie interesowało to, co odbiorca chce przekazać. Miwo wiedziała, że kłamała, a całe jej ciało w napięciu oczekiwało jego odpowiedzi.
Jednakże zamiast się odezwać, dał znak głową, aby ruszyła za nim. Zrobiła to bez wahania. Kuran poprowadził ich w kierunku niedużej kanapy stojącej tuż po ścianą, na której po chwili usiadł. Miwo zdecydowała się na mniej wygodny fotel, wpatrując się w jego profil.
Atmosfera była zdecydowanie za ciężka. Dziewczyna nie wiedziała, jak czuje się jej brat, ale ona nie mogła powstrzymać się przed nerwowym wierceniem. Chciała, aby między nimi nie było denerwujących tajemnic. Miała świadomość, że Rido jest niemal zupełnym przeciwieństwem Haruki. Ale gdy głowa rodu zaprosiła ją na spotkanie po tylu latach, myślała, iż również chce nadrobić stracone lata. I tak samo jak ona, aby stali się sobie bliżsi.
Z drugiej strony, nie mogła go do niczego zmusić.
- Na początku tak mi się zdawało. Z czasem uświadomiłem sobie, że nie kierowałem się niczym innym, jak pragnieniami ciała i zwykłym braterskim poczuciem obowiązku - powiedział w końcu, po jakimś kwadransie stresującego oczekiwania.
Wiedziała, jak wiele kosztowało go to wyznanie. Nie należał do osób, które chętnie dzieliły się swoimi problemami, nawet z rodziną. Dodatkowo miała świadomość tego, że od wielu lat pomiędzy starszą trójką panowało niewygodne napięcie. Zauważyła je już jako dziecko, chociaż nie znała dokładnie powodu.
Westchnęła ciężko, nie wiedząc, co odpowiedzieć. W tej chwili nic nie wydawało się odpowiednie, więc wyciągnęła dłoń i położyła ją na jego ręce, którą oparł na podłokietniku. Lekko ją ścisnęła.
Gdy Rido odpowiedział lekkim skinieniem głowy, wiedziała, że słowa były zbędne.


Od czasu rozmowy (o ile tak można było to nazwać) w bibliotece, zaczęli spędzać razem więcej czasu. Pomimo wielu obowiązków, Kuran częściej przebywał w domu. Dodatkowo zabierał swoją siostrę na niektóre spotkania. Miwo nudziła się na nich śmiertelnie, ale uwielbiała wspólne powroty. Zwłaszcza gdy odbywały się one bardzo daleko od domu - jeździli wtedy pociągiem. Spędzali długie godziny w wygodnym przedziale. Rido nigdy nie należał do zbytnio gadatliwych osób, ale pozwalał młodszej siostrze na długie opowieści. Co nie znaczy, że milczał przez większość czasu. Czasem sam zaczynał pogawędkę, nieraz wypowiadając swoje uwagi na tematu przebiegu wcześniejszego spotkania albo obecnych na nich wampirów. Gdy nie mieli ochotę na rozmowę, oddawali się lekturze albo podziwiali obrazy za oknem. Miwo siedziała wtedy z nosem niemal przyklejonym do szyby, zachwycając się nieznanymi widokami. Miała wrażenie, że brat przygląda się jej, ale za każdym razem, gdy na niego zerkała, robił co innego.
Kilka dni mieli spędzić razem w jednej z rodzinnych posiadłości. Nie była tak okazała jak pozostałe i nie przebywała w niej służba. Miwo jedynie słyszała o niej, nigdy nie mając okazji na spędzenie w niej czasu. Z zewnątrz nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale wystarczyło zobaczyć plażę rozciągającą się na tyłach rezydencji. Otoczona lasem, pogrążona była w cieniu przez większość dnia.
Rido zostawił ją tuż po przyjeździe, aby mogła odpocząć. Sam zamknął się w biurze wraz z kilkoma wampirami. Wyglądało na to, że spędzi tam trochę czasu.
Nie zastanawiając się ani chwili, zmieniła ubranie na mniej oficjalnie. Dopinając ostatni guzik błękitnej sukienki, czym prędzej wyszła z pokoju, kierując się ku drewnianym schodom. Zeszła po nich na palcach, równie cicho przechodząc obok pomieszczenia, w którym przebywał jej brat. Uspokoiła się dopiero, gdy przeszła przez wąski korytarz, mijając kuchnię, niedużą jadalnię i weszła do salonu. Nawet nie spojrzała na wystrój - jej oczy były wbite w drzwi prowadzące na taras. Uchyliła je lekko i wyszła przez nie.
To, co zobaczyła, było piękniejsze niż oczekiwała. Tuż przed wodą soczyście zielona trawa zamieniła się w jasny piasek, leniwie obmywany przez jasną wodę. Oparła się o drewnianą barierkę, podziwiając widok. Księżyc przysłoniły ciemne chmury, ale i tak nawet zwykły człowiek widziałby gwiazdy. Po chwili zdecydowała się zejść do ogrodu, zostawiając buty na ostatnim schodku.
Ostatnie kilka metrów przebiegła, zatrzymując się dopiero, gdy woda sięgała jej do kostek. Pomimo upałów panujących w dzień, nie była ona ciepła. Miwo szła dalej, nie przejmując się mokrą sukienką. Nie lubiła tego uczucia, gdy mokry materiał przylegał do ciała, ale póki była w wodzie, nie przeszkadzało jej to. Gdy ciecz sięgała jej do pasa, zanurkowała. Po wynurzeniu musiała położyć dłonie na ustach, aby stłumić krzyk przemieszany ze śmiechem. Uspokoiwszy się, zaczęła pływać na plecach, wpatrując się w niebo.
Dzięki wyostrzonym zmysłom słyszała nie tylko szum wody i drzew, ale także zwierzęta - ryby, które na ułamek sekundy zbliżały się do tafli wody, pohukiwanie sów przesiadujących w głębi lasu czy trzask gałęzi zgniecionych przez jakiegoś drapieżnika.
Nocne życie także miało swoje uroki. Oczywiście nieraz wychodziła z domu w czasie dnia, ale to nie było to samo.
Z rozmyślań wyrwał ją głos Rido:
- Pływasz tak już dobre dwie godziny.
- Nie chorowałam od dawna - żachnęła się, przypływając bliżej brzegu. Stanęła, gdy była pewna, że będzie w stanie dotknąć gruntu.
- Co nie znaczy, że już nigdy nie zachorujesz - mruknął niewzruszony. Miwo z zaskoczeniem zauważyła, że miał na sobie tylko brązowe spodnie z kantem i białą koszulę, której rękawy podwinął. Było to o tyle niecodzienne, gdyż nawet po domu chodził w kamizelce i zawsze miał zapięte mankiety. Uśmiechnęła się na ten widok, zbliżając się ku niemu.
- Nie mogę żyć, jakby wszystko miało sprawić, że będę chora - odparła, po czym objęła go w pasie, mocząc ubrania Rido. Próbował ją odepchnąć, ale robił to raczej dla zasady. W starciu z nim byłaby niczym szmaciana lalka i wiedziała o tym, a w tej walce wygrywała bez problemu.
- Dawno temu skończyłeś spotkanie? - zapytała, opierając czoło o jego ramię.
- Nie, dosłownie przed chwilą.
- Ostatnio masz ich naprawdę dużo i trwają po kilka godzin - burknęła, spoglądając na jego zmęczoną twarz z dołu. - Powinieneś wziąć sobie co najmniej miesiąc urlopu.
- Do końca naszego pobytu tutaj nie wychodzę nigdzie ani nie przyjmuję gości. Czy pasuje to ci, pani? - zapytał, delikatnie wyciskając wodę z jej włosów.
- Wreszcie poczuję, że mam brata - zachichotała. - Ale sądzę, że nie możemy zapomnieć o spożywaniu posiłków, które, o ile dobrze pamiętam, nie rosną na drzewach.
- Jeden wyjątek - podsumował, kiwając głową z uznaniem.
Nagle odsunęła się, po czym złapała Kurana za rękę, ciągnąc go w stronę wody. Spojrzała błagalnie na brata, dając mu znać, że chce z nim popływać. Ten tylko westchnął, uwalniając się z jej uścisku. Już myślała, że odmówi, gdy zaczął zdejmować buty. Myślała, że na tym skończy, ale rozpiął koszulę. Gdy robił to samo z guzikami spodni, odwróciła spojrzenie. Czuła, że policzki zaczynają ją palić, ale nie mogła nic na to poradzić - mokra dłoń przyłożona do skóry nic nie dała. Nigdy wcześniej nie widziała nawet półnagiego mężczyzny, ale najbardziej zaskoczyło ją gorąco, które spowodował brat. Nie sądziła, że kiedykolwiek zareaguje tak na widok kogoś z rodziny.
Gdy stanął obok, próbowała skupić spojrzenie na księżycu.
- Tutaj nawet gwiazdy wydają się świecić mocniej - powiedział, a ona odruchowo zerknęła na niego. Przez ułamek sekundy wpatrywała się w jego klatkę piersiową, aby dopiero wtedy podnieść wzrok na jego oczy. Nie umknęło to uwadze wampira, który zaśmiał się na widok jej zawstydzenia.
Nie czekając, aż coś powie, weszła z powrotem do wody. Rido szedł tuż za nią, jak gdyby nie przejmował się zimną wodą. Po chwili zanurkowała, łapiąc go za nogę i ciągnąc do dołu. Mężczyzna poddał się, po czym, będąc już zanurzonym, uwolnił się z jej uścisku. Bez wahania objął ją w pasie, przyciągając do siebie. Wynurzywszy się, uniósł ją o kilka centymetrów wyżej tak, że nie miała szansy na dotknięcie gruntu. Zaczęła się wiercić, mrucząc, aby ją postawił.
Uspokoiła się, nie mając siły na dłuższą walkę, podczas gdy jej oprawca nadal stał niewzruszony. Objęła go za szyję, wyrównując oddech.
- Jesteś głodna - stwierdził cicho, kładąc dłoń na jej policzku. Potaknęła, wiedząc, że nie ma sensu go okłamywać. Zaskakująco precyzyjnie określał jej stany. Wcześniej milczała, wiedząc, że nie było służby, która mogłaby ofiarować swoją krew, a nie chciała polować na człowieka.
Przesunął opuszkami po kości policzkowej, kiwając głową. Wplótł dłoń w jej czekoladowe włosy, drugą cały czas obejmując ją w pasie. Wiedziała, że pozwolił jej się posilić. Gdy była mała, czasem ofiarowywał jej swoją energię.
Nie chciała zrobić tego jak wygłodzone dziecko. Kiedyś przez przypadek podejrzała jak Haruka dzielił się krwią z Juri. Nie robiła tego jak Miwo zwykła czynić. No i nie ubrudziła się. Z drugiej strony, jej ukochany nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że pragnął tego aktu tak samo jak kobieta.
Gdy lekko odchylił głowę w bok, kilka razy musnęła ustami skórę szyi, wybierając sobie miejsce, w które chciałaby się wgryźć. Gdy znalazła je, przesunęła po nim językiem. Poczuła, jak jego ręka zacieśniła się wokół niej.
Wgryzła się, a jej usta wypełniła krew. Westchnęła z ulgą, gdy pierwszy łyk spłynął do gardła, kojąc wygłodniały instynkt drapieżnika. Rozluźniła mimowolnie napięte mięśnie, gdy całkowicie zaspokoiła głód. Mimo to wypiła jeszcze trochę, rozkoszując się smakiem i czując go dopiero, gdy nie myślała o pragnieniu.
Z trudem odsunęła się od Rido. Gdy dwie małe ranki momentalnie się zasklepiły, oblizała resztki czerwonej cieczy, które pozostały na skórze. Odsunęła się od niego. Zauważywszy, że w trakcie objęła go nogami, zawstydziła się jeszcze bardziej. Chciała je rozpleść, ale poczuła na nich jego dłonie. Nie chcąc, aby porwał ją prąd, objęła brata mocniej za szyję.
Odwzajemniła spojrzenie wampira, wyraźnie uspokojona. Nawet jeśli sytuacja była dla niej niecodzienna, krępacja odeszła w zapomnienie. Gdzieś w środku czuła, że będzie tego żałować, ale w tej chwili kompletnie to zignorowała.
Mężczyzna przybliżył twarz ku niej. Zamarła, nie wiedząc, co chce uczynić. Zamknęła oczy, podczas gdy Rido ją pocałował. Najpierw po prostu musnął jej usta swoimi, wyraźnie nie chcąc przestraszyć dziewczyny. Kilka chwil później, poczuwszy nacisk jego języka, posłusznie rozchyliła usta, pozwalając Kuranowi na pogłębienie pocałunku.
Krew zaczęła jej szumieć w uszach, a gdzieś na skraju świadomości odnotowała fakt, że jego oddech również przyśpieszył. Nieśmiało powtórzyła ruchy wampira, co tamten nagrodził zadowolonym mruknięciem. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, czując się coraz pewniej. Każdy jej nowy ruch był niepewny, ale gdy nie spotykała się ze sprzeciwem, zaczynała pragnąć więcej. Chciała zrobić to, o czym tylko czytała w książkach albo znała z podsłuchanych rozmów służących.
Ze zdziwieniem poczuła trawę pod plecami. Jej umysł, zachwycony nowymi doznaniami, nie zarejestrował wyjścia z wody. Rido wyniósł ją na rękach, po czym bez problemu przeniósł. Jęknęła z niezadowoleniem, gdy się odsunął, by spojrzeć na nią. Sekundę później zadrżała na widok jego czerwonych tęczówek, w których wyraźnie kryło się pragnienie.
Czuła się przestraszona i przytłoczona, ale z drugiej strony nie chciała przerywać w takim momencie. Całe jej ciało drżało w oczekiwaniu na upragniony dotyk, a w brzuchu czuła dziwny uścisk. Bolało, ale była to przyjemna i słodka tortura. Niczym wybuchowa mieszanka.
Zatrzęsła się, czując chłodny wiatr muskający rozpaloną skórę. Mokry materiał przylegający do reszty ciała przestał istnieć w chwili, gdy poczuła pocałunki Rido na wewnętrznej stronie uda. Jedyne, czego była świadoma, to dotyk wampira i gorąco rozpalające ją od środka.
Zasłoniła dłonią usta, chcąc stłumić jęk, poczuwszy zęby zaciskające się na delikatnej skórze. Kuran, odsunąwszy jej rękę, wywarczał:
- Chcę cię słyszeć.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Z jednej strony nie powinna tego pragnąć, z drugiej natomiast ochrypły głos spowodował nową falę rozchodzącą się po ciele. Niemal zgniótł jej usta w pocałunku, nie przejmując się niedoświadczeniem siostry.
Instynkt drapieżnika przejął kontrolę nad ich ciałami, gdy próbowali się wzajemnie ugryźć czy chociażby zadrapać, aby poczuć prawdziwy zapach drugiego. Zapach, który krążył w żyłach, niedostępny dla otoczenia.
Ostatecznie przegrała, poddając się bez dalszego oporu, gdy poczuła go w sobie. Silny ból został stłumiony przez bezceremonialne ugryzienie w szyję. Na początku zadziałała odruchowo, zaciskając wszystkie mięśnie, aby udaremnić to wtargnięcie. Cichy szept, nakazujący jej się rozluźnić, nie spotkał się ze sprzeciwem. Nie mógł. Rozkaz Rido nie mógł zostać zignorowany.
Ze zdziwieniem odkryła, że nieprzyjemne uczucie wkrótce zniknęło, zastąpione przez siejącą spustoszenie rozkosz.



- Zastanawia mnie, czy wszyscy czystokrwiści smakują tak dobrze - mruknęła sennie, podciągając kołdrę pod brodę. Ogarnięta zmęczeniem, nie zauważyła czujnego spojrzenia Rido.
- Nie piłaś nigdy naszej krwi? - zapytał, kładąc się na boku. Podparłszy się na ramieniu, zerknął na nią z góry.
- Piłam, ale tylko tyle, aby móc w miarę normalnie funkcjonować - wyznała, uśmiechając się. Wyciągnęła dłoń, aby prześledzić palcem wskazującym linię jego żuchwy. Nie zwróciła nawet najmniejszej uwagi na rozdrażniony ton głosu Kurana czy napięte mięsnie.
- A służba?
- Juri i Haruka nie mają jej. Wzajemnie dzielą się swoją krwią, co nie jest niczym dziwnym, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że są małżeństwem. Nie chodzili za mną, ciągle pytając, czy jestem głodna - zaśmiała się, jakby na samo wyobrażenie takiej niedorzecznej sytuacji. Przeniosła palec na obojczyki, leniwie obrysowując ich kształt.
Zamarła, słysząc jego ciche warknięcie. Chwilę zajęło, nim przeanalizowała sytuację, zastanawiając się, co mogło to spowodować. W jej umyśle mignęło pytanie dotyczące tego, ile minie, nim dobrze pozna Rido. Z trudem odepchnęła tę myśl, wiedząc, że to nie był odpowiedni moment.
Połączywszy fakty, uśmiechnęła się delikatnie. Do połowy wygrzebała się spod kołdry, unosząc się, aby móc dosięgnąć do jego ust. Pocałowała go, starając się przekazać w tym jednym geście wszystkie kłębiące się w niej uczucia.
- Zaczęłam czuć się tam jak osoba, której nie powinno być - westchnęła, odsunąwszy się od niego. - Byłeś nieobecny przez tyle lat - dodała, a w jej ton wkradła się nuta goryczy.
Nie odpowiedział, pozwalając Miwo na dalsze zwierzenia. Doceniał jej szczerość, nawet jeśli nie mógł, przynajmniej na razie, odwdzięczyć się tym samym.


Następne kilka lat można nazwać monotonnymi. Ale dla Miwo była to przyjemna i leniwa stałość. Jako czystokrwista nie musiała pracować ani przestrzegać jakiegoś specjalnego planu dnia. Jedynym wyznacznikiem, którym musiała się kierować, były obowiązki Rido. Miał ich naprawdę wiele, chociaż od kiedy naprawili swoje kontakty, jakby zrezygnował z połowy z nich. Nie wiedziała, jakim cudem udało mu się, ale nigdy nie zastanawiała się dłużej. Doceniała każdą chwilę.
Miwo powoli zeszła ze schodów, uśmiechając się, gdy brat nie odrywał od niej wzroku. Z wdzięcznością przyjęła jego dłoń, drugą ręką nerwowo wygładzając fałdy ciemnoczerwonej sukienki. Czuła się niepewnie, będąc ubraną w tak rzucający się w oczy kolor. Sama wybierała łagodniejsze kolory, ale ta szata była prezentem od Rido. Chciał, żeby założyła ją na ten konkretny bal. Sukienka była skromna, jedynie odrobina srebrnej nitki u dołu tworzyła wzory. Sięgała niemal do ziemi, odrobinę rozszerzając się ku dołowi, a niewielki dekolt i długie rękawy osłaniały ciało wampirzycy. Dzięki temu czuła się mniej niepewnie, ale świadomość, że przyciągnie spojrzenia innych, nie pocieszała Miwo.
Z drugiej strony, oficjalnie będą razem. Nie zostanie zignorowana przez hordy młodych panien na wydaniu, które będą próbowały się zbliżyć do jej brata. Ona sama też nie będzie musiała prowadzić niezręcznych rozmów z kawalerami.
Drogę jak zwykle pokonali w milczeniu, każde zatopione w swoich myślach. Posiadłość, do której zmierzali, znajdowała się niedaleko i należała do rodziny czystokrwistych od setek lat popierającej Kuranów. Nigdy nie spotkała żadnego z gospodarzy. Wiedziała tylko, że mieli dwoje dzieci. Bliźniaki, Hikaru i Kaori, podobno obdarzone dość specyficznym charakterem, razem witały gości. Szaty miały wykonane z tego samego materiału w kolorze jasnej czerwieni, przez co nie dało się nie zauważyć łączącej ich zażyłości. Gdy Miwo i Rido podeszli do nich, brat dziewczyny ucałował jej dłoń. Kobieta zaśmiała się w odpowiedzi, po chwili bez wahania zarzucając Kuranowi ręce na szyję. Trwali w uścisku odrobinę dłużej niż było to dopuszczalne towarzysko, ale żadne z nich nie przejęło się tym faktem. Po wymienieniu uścisku dłoni z Hikaru Rido przedstawił im swoją najmłodszą siostrę, która uśmiechnęła się nieśmiało, nie czując się pewnie w ich towarzystwie. Starsza trójka wydawała się bardzo dobrze znać, zwłaszcza Kaori i Rido. Wymienili kilka zdań, pomijając typowe uprzejmości, po czym rodzeństwo Kuran weszło do środka sali balowej.
Jak się okazało, w środku byli już Juri i Haruka. Na ich widok Miwo mocniej przylgnęła do boku ukochanego, starając się nie pokazać nerwów. Nie wiedziała, że mają być obecni na przyjęciu. Nawet jeśli znajdowali się po dwóch różnych stronach niemal kolosalnej sali, atmosfera wyraźnie zgęstniała.
Może gdyby udało im się porozmawiać… Miwo nie mogła całe życie uciekać przed problemami. Spoglądając na najstarszego brata, pomyślała, że może istniała chociaż mała szansa na spełnienie jej dziecięcego marzenia.
Z zadumy wyrywał ją głos Rido. Spojrzała na niego, jednocześnie prosząc, aby powtórzył pytanie.
- Zapytałem, czy chciałabyś zatańczyć.
Skinęła głową, uśmiechając się promiennie.
Przez następne dwie godziny nie odstępowała Kurana na krok - kilka razy zatańczyli, porozmawiali z osobami, które liczyły się w wampirzym świecie albo po prostu, znajdując kilka minut słodkiej wolności, odpoczywali od obecności innych.
Rozmowę rodzeństwa przerwał cichy głos. Był to tylko pozorny szept, gdyż każdy, nawet człowiek, nie miałby problemów z usłyszeniem kobiety. Ton stworzony dla czystokrwistej.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawicie - zaczęła Kaori, gdy obrócili się ku niej. - I nie obrazicie się, jeśli na chwilę was rozdzielę.
Jej brat, dołączywszy do bliźniaczki, powiedział:
- Sądzę, że grzechem byłoby zatrzymywać tak piękną damę dla siebie, nie pozwalając innym nawet na jeden taniec.
Gdy tak przed nią stali, Miwo uderzyło, jak bardzo byli do siebie podobni. Nie chodziło tylko o to, że niewiele różnili się wyglądem. Mieli podobny ubiór, ale także sposób poruszania się czy ton głosu.
Kurohiko obnosili się ze swoją bliskością. Chcieli, aby każdy, kto choćby na nich zerknie, zapamiętał ten fakt. Kuran nie mogła pozbyć się wrażenia, że było to swoiste ostrzeżenie. Przed czym? Tego już nie wiedziała.
Rido, obejmując ukochaną ramieniem w talii, uśmiechnął się leniwie.
- Pozwolenie innym na choćby jeden taniec z moją siostrą dałoby mylne wrażenie, iż mogą próbować starać się o jej przychylność - odparł spokojnie, po czym pocałował Miwo w czoło. Kąciki jej ust uniosły się na ten gest. Spojrzała Rido w oczy, wtulając się w jego bok.
W tej chwili otoczenie zdawało się nie istnieć.


 Stając przed dobrze znanymi drzwiami, poczuła nieprzyjemny uścisk w brzuchu. Ostatnim razem opuszczała dom w pośpiechu, obawiając się konfrontacji z Juri albo Haruką. Zastanawiała się, jak zareagują na jej nieoczekiwaną wizytę, zwłaszcza, jeśli zebranie odwagi zajęło Miwo blisko dwa stulecia. Niedługi czas, biorąc pod uwagę ile lat liczyło rodzeństwo, ale mimo wszystko spory okres wyjęty z życia.
Zapukała, rozglądając się na boki. Specjalnie wybrała wczesną porę, aby mieć pewność, że nie opuścili domu. Poza tym zawsze woleli spędzać wolne chwile z dala od innych wampirów, wychodząc tylko na niektóre przyjęcia. A Miwo wiedziała, iż tej nocy nie odbywało się żadne.
Nie musiała długo czekać, nim Juri stanęła przed nią.
- Dlaczego przyszłaś?- zapytała, krzyżując ramiona na piersi. Nie odrywała od niej pozornie groźnego spojrzenia. Młodsza wampirzyca być może kiedyś przestraszyłaby się, jednak po tylu latach nie było mowy o bojaźliwości wobec nieszkodliwej siostry.
Cholera, czasem przerażało ją to, jak się zmieniła. Ale w momencie, gdy po codziennie mijanym na targu miłym sprzedawcy nie pozostaje nawet kurz, a mała dziewczynka, niegdyś pomagająca mamie w sklepie, staje się posiwiałą babcią, wiesz, że jakoś trzeba zaakceptować pędzący czas.
Zaskoczenie podobno mija po kilkudziesięciu latach.
- Chciałabym porozmawiać. Najlepiej w środku. Jeśli łaska – odparła spokojnie.
Gdy drzwi zamknęły się za nią z cichym trzaskiem, w polu jej widzenia pojawił się Haruka. Wyglądało na to, że w tej chwili przedpokój wydawał się im najlepszym miejscem do pogawędki. Miwo oparła się plecami o drzwi, postanawiając, że wyrzuci to z siebie jak najszybciej.
Z drugiej strony nie wiedziała od czego zacząć. Ostatecznie zdecydowała się na opowiedzenie wszystkiego od początku. Z pominięciem pewnych szczegółów. Mówiąc o przemienieniu człowieka, wbiła spojrzenie w podłogę. Gdzieś pomiędzy pomocą Rido a długotrwałą aklimatyzacją w rodzinnej posiadłości, zaczęła nerwowo chodzić wokół dwójki słuchaczy.
Gdy skończyła, z zaskoczeniem zauważyła, że oboje milczeli. Spodziewała się nieprzyjemnych komentarzy, a zamiast tego Haruka skierował się do pokoju dziennego. Juri podążyła za nim jak cień, tak więc Miwo, chcąc nie chcąc, zrobiła to samo. Cisza trwała jeszcze długo po tym, jak usiedli.
Wampirzyca wiedziała, że muszą to przetrawić.


Wyciągnęła się na łóżku z cichym mruknięciem. Nie mogła sobie pozwolić na jeszcze odrobinę lenistwa, nawet jeśli bardzo tego pragnęła. Zauważywszy puste miejsce obok, położyła dłoń na poduszce. Wyczuwszy, że jest ciepła, szybko wyskoczyła z łóżka, mając nadzieję na spotkanie z ukochanym przed jego wyjściem. Słysząc kroki na korytarzu, wyszła z pokoju.
Z szerokim uśmiechem wtuliła się w niego, uprzednio lekko zderzywszy się z Rido. Po krótkim pożegnaniu, opuścił posiadłość. Sama Miwo nie musiała się zbytnio śpieszyć. Spojrzawszy na zegar, upewniła się, że może sobie na to pozwolić. Zawsze wolała wcześniej wstać, zwłaszcza, jeśli przebywała w rezydencji na plaży. Mogła wtedy zjeść śniadanie na tarasie, nie odrywając oczu od wody. Często, po spożyciu posiłku, podchodziła bliżej niej, w dłoniach trzymając kubek stygnącej herbaty.
Uwielbiała takie chwile.
Nie miałaby sprzeciwów, gdyby właśnie tak wyglądała reszta jej życia. Co prawda była świadoma, iż musiało minąć jeszcze wiele lat, nim zdołałaby ostatecznie pogodzić Rido z rodzeństwem. Ale istniała na to szansa. Gdyby tylko Juri i Haruka mieli szansę ujrzeć to, czego Miwo była świadkiem, zmieniliby zdanie o najstarszym Kuranie. Z drugiej strony sądziła, że zapewne niewiele osób doświadczyło prawdziwego zachowania głowy rodu. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę świat, w którym przyszło im żyć.
Nagle jej uwagę przykuła czyjaś obecność. Na początku wyczuła jedną osobę, człowieka. Po chwili dołączyła do tego delikatna woń wampira. Mimowolnie zacisnęła pięści, wyczuwając czystokrwistego. Niecodzienne połączenie, zważywszy na to, iż nie znała dobrze właściciela, jedynie ledwo kojarząc zapach, a niewiele osób wiedziało o tym miejscu.
Następnie wszystko potoczyło się bardzo szybko. Łowca zaatakował, wykorzystując stan ciężarnej wampirzycy. Walka była krótka i jej wynik stał się dla Miwo jasny, gdy czystokrwisty wspomógł człowieka.
Sama śmierć była mniej bolesna niż myśli, które nawiedziły Kuran tuż przed nią.





Przed wami druga i, jak można się łatwo domyślić, ostatnia część prologu. Mam nadzieję, że nadal czujecie się zachęceni (zachęcone? ;D) do dalszego czytania.
Serdecznie dziękuję za zachęcające komentarze pod poprzednią częścią. Miłe było je przeczytać, zwłaszcza, że moja poprawa została zauważona. <3
Korzystając z okazji, pozwolę sobie zauważyć, że Rido tak naprawdę znamy z czasów jego napadu na Akademię. Proszę się tym aż tak bardzo nie kierować, zwłaszcza podczas czytania prologu. ;D Starałam się aż tak bardzo nie zmieniać jego zachowania, ale w obecnej sytuacji drobne modyfikacje były konieczne. Jaki będzie dalej... Cóż, musicie poczekać na następne rozdziały! ;D
Z kwestii technicznych to akapity ze mną walczą. D: Nie wiem dlaczego, ale jeśli ktoś umiałaby to naprawić, byłabym bardzo wdzięczna za pomoc.
Poza tym to miło wrócić do pisania VK. <3


sobota, 5 lipca 2014

Prolog

Pierwszą część prologu dedykuję Ayi, Suzu i Kao, bez których nie pomyślałabym o napisaniu tego. <3

 Pokojówka szybko przemierzała korytarze, z niepokojem zerkając na duży zegar stojący przed pokojem najmłodszej panienki. Do przyjęcia zostało niewiele czasu, a tamta zapewne jeszcze spała. Położywszy dłoń na klamce, odetchnęła kilka razy, chcąc uspokoić się po szaleńczej wyprawie. Cicho uchyliła drzwi, sprawdzając czy dziewczynka śpi.
Widząc zaciągnięte zasłony, chciała wejść do pokoju, ale powstrzymał ją silny uścisk na ramieniu. Wampirzymi zmysłami wyczuwając właściciela ręki, cofnęła się. Skłoniła się lekko, po czym odwróciła, gdy mężczyzna odprawił ją skinięciem. Odeszła równie szybko, chcąc zająć się swoimi obowiązkami.
Rido bezszelestnie wszedł do pokoju, dla wygodny ściągając brązową marynarkę, którą niedbale rzucił na jeden z foteli stojących pod ścianą naprzeciwko łóżka. Do połowy odsłonił okna, wpuszczając do pomieszczenia światło księżyca. Przez chwilę zastanawiał się nad otwarciem ich, ale ostatecznie stwierdził, że chłód zimowej nocy nie zadziała sprzyjająco.
- Braciszku?
Odwrócił się przodem do dziewczynki, którą ledwo było widać zza kołdry. Jedynie zielone oczy, błyszczące od gorączki, wyróżniały się na tle jasnoniebieskiej pościeli.
- Tak? - zapytał równie cicho, siadając na skraju łóżka. Uśmiechnął się lekko, gdy w zasięgu jego wzroku pojawiła się główka otoczona masą splątanych włosów, a następnie czerwone policzki i drżące usta. Spróbował dłonią rozplątać kilka brązowych kołtunów, podczas gdy tamta uwalniała się z kołdry.
- Też chcę iść na bal. Siostrzyczka mówiła, że będą inne dzieci w moim wieku. Pozwolisz mi się z nimi pobawić, prawda?
W drodze do domu starannie przygotował argumenty, które byłyby na tyle sensowne, że Miwa zaakceptowałaby je i została w łóżku. Jednak zauważywszy, że jego młodsza siostra miała już na sobie balową sukienkę, a spod poduszki wyciągnęła parę nowych bucików, skinął głową, zacisnąwszy usta.
Tyle wystarczyło, aby ją ucieszyć. Pomimo osłabienia chorobą zeskoczyła z łóżka i w podskokach podbiegła do drzwi. Przechodząc przez nie, zatrzymała się i ukłoniła w stronę chłopaka.
- Dziękuję, braciszku – wyszeptała Miwa, siląc się na poważny ton.
Kuran wstał i podszedł do niej. Mała nadal trwała w ukłonie, patrząc się w podłogę i czekając na odpowiedź brata, która nadeszła dopiero, gdy wziął ją na ręce, przytulając do siebie.
- Gdybyś poczuła się słabo, masz natychmiast powiedzieć mnie albo komuś ze służby. Tylko nie waż się biegać. Nie jedz za szybko ani nie krzycz...
Pozostałe uwagi zakłócił śmiech dziewczynki, która nie mogła go powstrzymać, gdy Rido zaczął ją łaskotać na głośne postanowienie złamania wszystkich reguł.


- Miwo – chłodny głos sprawił, że zamarła. Układając usta w podkówkę, odsunęła od siebie kieliszek. Uniosła głowę do góry, aby spojrzeć na brata. Jego wygląd zazwyczaj wywoływał strach, jednak dziewczynka znała go dobrze. Nawet ostre spojrzenie i splecione ramiona nie działały.
- Nic nie mówiłeś, że nie mogę. Poza tym ty, Haruka i nawet Juri to pijecie. To mój pierwszy bal! Dlaczego ja nie mogę? Chcę spróbować. Łyczek. Malutki – wyszeptała błagalnie.
Dalsze próby uproszenia brata przerwało wejście narzeczonych. Rozmowy na sali umilkły,  oczy wszystkich skierowały się na Juri i Harukę, uśmiechających się do gości. Nawet wiedząc, że część wampirów tak naprawdę najchętniej widziałaby ich martwych, nic nie mogło zepsuć im wieczoru. Byli naprawdę szczęśliwi.
Miwo spojrzała na stojącego obok brata. Dłoń miał zaciśniętą na swoim kieliszku, ale jego młodsza siostra widziała, że pomimo okazywanej złości tak naprawdę był smutny. Jej dziecięcy umysł nie do końca pojmował powód takiego zachowania.
Pociągnęła go za nogawkę spodni, chcąc zwrócić na siebie uwagę Rido.
- Kochasz siostrzyczkę?- zapytała cicho, gdy się nachylił.
- Kocham was obie – odpowiedział bez wahania, zakładając jej kosmyk włosów za ucho.
Pokręciła przecząco głową, uśmiechając się.
- Ale Juri bardziej.
Nim wampir zdążył cokolwiek odpowiedzieć, podeszli do nich narzeczeni. Rido wyprostował się, biorąc kieliszek siostry, która wpatrywała się w niego wyraźnie naburmuszona.
- To niesprawiedliwe – burknęła, zaciskając drobną piąstkę na materiale swojej spódnicy.
- Życie zazwyczaj jest niesprawiedliwe – pouczył ją, upijając łyk wina.
- Nie wiemy jak może zareagować twój organizm – wyjaśnił Haruka, uśmiechając się lekko, po czym ukłonił się. - Zechcesz uczynić mi ten zaszczyt, pani, i podarujesz jeden taniec?
Dziewczynka zgodziła się bez wahania, ciesząc z pierwszego w życiu tańca.


Gdy zbliżał się ranek, a ostatni goście opuścili posiadłość, Miwo wróciła do swojej sypialni na ramionach Haruki. Była tak zmęczona, że powieki ciążyły jej niczym ołów, ale nie potrafiła przestać mówić. Zafascynowana opowiadała Juri, która szła obok, co się jej podobało na balu. Starsza siostra tylko się uśmiechała, kiwając głową od czasu do czasu. Wyjątkowo, zazwyczaj spokojny Haruka, przerywał Miwo, która denerwowała się z tego powodu. Ale tak naprawdę wiedziała, że to tylko zabawa.
Gdy już przebrana, położyła się w łóżku, starsze rodzeństwo ułożyło się po obu jej stronach. Dziewczynka zerknęła na sufit, przygryzając wargę i powstrzymując płacz. Minęło kilka minut nim odezwała się:
- Będę za wami tęsknić.
Juri spojrzała na ukochanego, który wpatrywał się w najmłodszą siostrę. Wiedziała, że wolałby mieć Miwo blisko siebie i to ona była jedyną przeszkodą przed zamieszkaniem kilkulatki w ich nowym domu. Pomijając fakt, że Rido nie można było zaliczyć do grona odpowiedzialnych opiekunów, a jego podróże potrafiły trwać wiele tygodni, ciężko było się przyzwyczaić do jej obecności, gdy przez ponad tysiąc lat była jedyną kobietą w ostatnim pokoleniu.  Pomimo bycia przeciwieństwem Juri, charakterem bardziej pasowała do milczącego Haruki. Kuran nie potrafiła odnaleźć z nią wspólnego języka. Jednak czasem zdarzały momenty w których mała ożywała.
Z drugiej strony nie obwiniała Miwo. To było tylko dziecko.
Świadomość, że wampirzy medycy uważali, że nie dożyje połowy tego, co Juri miała już za sobą, wywoływało wyrzuty sumienia.
- Myślę...- zaczęła ostrożnie starsza, wahając się nim nie spojrzała w wypełnione łzami zielone oczy. - Możesz nas odwiedzać albo, jeśli oczywiście chcesz, zamieszkać z nami.
Haruka bezgłośnie wyszeptał „dziękuję”.


Miwo teleportowała się w znacznym oddaleniu od rodzinnej posiadłości Kuranów. Przed spotkaniem z bratem zamierzała zrobić sobie mały spacer. Musiała odetchnąć, a zdenerwowanie dawało o sobie znać i nawet, jeśli bardzo chciała, nie potrafiła tego ukryć. Prośba o spotkanie była nagła, ale przede wszystkim wiedziała, że musi zachować się odpowiednio i nie rozczarować Rido. Miwo była świadoma, że jeżeli popełni jakiś błąd, może stracić kontakt z bratem, a tego nie chciała. Wiedziała, że głowa rodziny ma konflikt z Haruką i Juri, ale nikt nie chciał wyjawić jej powodu. Od kilkunastu lat skłócone rodzeństwo nie rozmawiało ze sobą. Dziewczyna chciała ich pogodzić, aby znowu byli prawdziwą rodziną. Miała świadomość, iż nie należy to do łatwych zadań, ale, będąc wampirami, mieli wystarczająco dużo czasu.
Z drugiej strony oczywiście cieszyła się na spotkanie. Nie widzieli się wiele lat i obraz Rido powoli zaczął się zacierać w jej pamięci. Potrafiła przywołać kształt jego oczu, nosa i krój ulubionej marynarki, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć głosu czy sposobu, w jaki się poruszał. Nie pamiętała jak pachniał.
Gdy wchodziła po schodach, drzwi wejściowe otworzył lokaj, kłaniając się. Nie zwróciła uwagi na jego powitanie, rozglądając się po korytarzu.
Chociaż nie chciała się do tego przyznać, poczuła zawód. Oczekiwała, że brat będzie tak samo wyczekiwał spotkania jak ona.
Ruszyła za mężczyzną, z zaskoczeniem zauważając, że mijają salon. Poprowadził ją na piętro, ku skrzydle, które zajmował Rido, gdy Miwo mieszkała w posiadłości. W końcu otworzył drzwi do pomieszczenia, w którym nigdy nie była.
Niepewnie weszła do zaciemnionego gabinetu. W pokoju nie było świateł, a księżyc nie oświetlał go ostatecznie. Zapewne gdyby nie była wampirem, miałaby problem z zauważeniem ubranej na czarno postaci stojącej przy oknie.
Nerwowo przełknęła ślinę, czując pustkę w umyśle. Nie wiedziała co zrobić. Podbiec i się przytulić? Nie była już małą dziewczynką. Ukłonić się? Rido, jako głowie rodziny, należał się szacunek, ale przecież to jej brat.
Mężczyzna obrócił się do niej przodem. Wstrzymała oddech, porównując obraz, który miała w pamięci z widzianą osobą. Gdyby nie niezwykły kolor tęczówek, miałaby problem z rozpoznaniem go.
- Miwo – wyszeptał, chociaż jego głos bardziej przywodził na myśl warknięcie. Niemal niezauważalnie skinęła głową, podchodząc do niego, podczas gdy Rido ruszył w jej kierunku. Ominął drewniane biurko, by oprzeć się o kant. Schował ręce do kieszeni, uważnie taksując ją beznamiętnym spojrzeniem.
Jej, i tak już nadwątlona, pewność siebie momentalnie zniknęła. Była oceniana. Szacował przydatność dla rodu. Gdy już straciła nadzieję, aprobująco skinął głową. Miwo odetchnęła z ulgą, uśmiechając się. Jednakże ten dobry humor nie trwał długo, zniszczony przez pytanie brata:
- Nie miałaś mężczyzny?
Momentalnie stężała, a na jej policzki wpłynął rumieniec. Wbiła spojrzenie w podłogę, chcąc się pod nią zapaść. Odetchnęła kilka razy, nim zdołała coś wykrztusić bez zająknięcia się:
- Nie sądzę, aby była to odpowiednia chwila na tego typu pytania. Czy naprawdę tylko dlatego chciałeś się spotkać?
Ostatnie zdanie wypowiedziała z wyraźnym wyrzutem.
- Oczywistym jest, że nie – mówiąc to, wyciągnął w jej stronę rękę, którą dziewczyna przyjęła po chwili wahania. Przyciągnął Miwo do siebie, całując jej policzek.
- W zapachu twojej krwi to czuć – wyszeptał jej do ucha. Dziewczyna odsunęła się od brata, uderzając go w ramię. W odpowiedzi zaśmiał się.
Był to szczery śmiech, który dobrze pamiętała z dzieciństwa. Zarezerwowany dla niewielu. Większość osób, które go znały, podejrzewały, iż nie potrafi wykonać tak prostej czynności.
W tej chwili przekonała się, że przed nią stał jej brat. Chłodny, szorstki nawet dla bliskich osób, odsuwający się od rodziny. Z uparciem zapominający o tym, czego nie należy mówić.